Poprzednie
podsumowanie cykli (serii), które przeczytałam w całości lub świadomie
przestałam je czytać opublikowałam w marcu 2019 roku. Minął już więc ponad rok,
a co za tym idzie: chyba warto zrobić aktualizacje! Przypomnę może jednak
zasady. Poniżej znajdziecie cykle, które spełniają przynajmniej dwie z
poniższych wytycznych:
- ukazały się w całości, autor zarzeka się, że to zakończona historia, lub już zmarł,
- kolejne tomy są lub będą, ale ja nie planuje kontynuować cyklu,
- przeczytałam co najmniej dwa tomy z danego cyklu,
- książki nie umknęły mi gdzieś w spisie – być może powinnam napisać o innych seriach, ale nie pamiętam.
Mam
nadzieję, że sprawa jest jasna, a więc czas to wszystko podsumować. Nim to
jednak się stanie zapraszam do poprzednich podsumowań: część I, II, III.
Pamiętajcie też, że czasem plany się zmieniają: jeśli cykl ma więcej części to
może i mimo braku planów i tak po niego sięgnę. W przeszłości podsumowywałam
już „Cykl Anielski” Kossakowskiej czy „Szamankę od umarlaków” Raduchowskiej, a
przecież ukazały się kolejne tomy, które przeczytałam.
„Garstka z Ustki” Anety Jadowskiej
Do
tej pory ukazały się dwa tomy i obydwa znam, ale nawet, jeśli ukażą się kolejne
– nie planuje po nie sięgać. Pierwszy tom był miłą lekturą, która być może nie
była wybitna, ale sprawiła mi trochę radości. O kontynuacji nie mogę tego
niestety powiedzieć: to kulminacja wszystkiego, co Jadowska robi najgorzej. Ale
pełna opinia o „Martwym sezonie” ukaże się tu już niebawem, także oczekujcie!
„Heksalogia o Dorze Wilk” Anety Jadowskiej
Tak
jak w przypadku „Garstki z Ustki”, tak i tutaj przerwałam lekturę po dwóch
tomach i nie planuje do cyklu wracać. To debiutancki cykl autorki, z którym mam
tym więcej problemów, im więcej czasu mija od mojej lektury tych dwóch części.
Jeśli przeczytam to tylko jeśli znajdę te powieści na dużej wyprzedaży (dajmy
na to po 10 złotych za sztukę) lub trafią do mnie przypadkiem. A że są dość
poczytne to na to się nie zapowiada. Dwa poznane przeze mnie tomy przypominają
niestety bardziej erotyczne fantazje, a nie kryminalne urban fantasy. A jeśli
ktoś mnie choć trochę zna to wie, ze to pierwsze w literaturze nieszczególnie
mnie interesuje.
„Dożywocie” Marty Kisiel
Nie
wiem, czy powinnam tu ten cykl wrzucać, bo ostatni tom ukazał się zaledwie w
zeszłym roku i kolejne być może się pojawią (nie słyszałam, aby autorka
powiedziała serii kategoryczne „nie”). Poza tym istnieje przecież „Małe Licho”
bezpośrednio powiązane z tymi historiami, a ono wciąż się „pisze”. Niemniej, z
„Dożywociem” jako takim jestem na bieżąco, lubię i polecam, o ile tylko
szukacie czegoś lekkiego i komediowego. A jeśli pojawią się kolejne tomy na
pewno się za nie zabiorę.
„Takeshi Kovacs” Richarda Morgana
Pamiętam,
że „Modyfikowany węgiel” czyli pierwszy tom tego cyklu, kupiłam głównie przez
wzgląd na tytuł. Do dziś po prostu mnie bawi i uważam, ze to tłumaczenie jest
wspaniale absurdalne. Nie zmienia to jednak faktu, że po przeczytaniu
wszystkich trzech tomów czuje się zmęczona i nie chce więcej po te książki
sięgać. Pierwszy tom naprawdę mi się podobał i do dziś wspominam go pozytywnie,
ale kolejne części to potężny spadek jakości. Fajny koncept zmienia się w męski
akcyjniak z bardzo niesmacznymi i detalicznie opisanymi scenami erotycznymi.
Nie mam zamiaru do tego cyklu wracać, nawet jeśli przypadkiem pojawiłaby się
czwarta część.
„Kwintet Czasu” Madeleine L’Engle
Choć
części cyklu jest więcej, w Polsce ukazały się tylko dwa tomy. To całkiem
przyjemna klasyka fantastyki dla dzieci i młodzieży, choć cześć pierwszą
wspominam znacznie lepiej, niż drugą. Niemniej, generalnie polecam, ale
jednocześnie nie uwielbiam na tyle, aby zabierać się za książki w oryginale i
jakoś szczególnie żałować, że ich nie poznam. Ot, przeczytałam, była to nawet
miła odskocznia od innych lektur, ciekawa pod kątem badania gatunku. Nic, co
krzyczałoby do mnie: „musisz znać dalsze przygody!”
„Southern Reach” Jeffa VanderMeera
Ta
trylogia to weird fiction (choć chyba nie z tych najbardziej hardcorowych),
które opowiada o tajemniczej Stefie X oraz organizacji z nią związanej.
Uwielbiam mieć te książki: cudownie wyglądają razem. Jednocześnie jednak
przyznam, że każdy kolejny tom męczył mnie ciut bardziej, niż poprzedni. Nie
lubię mieć wrażenia zgubienia w treści, a to właściwie jedna z cech tego
podgatunku, przez co chcąc nie chcąc, nie jest moim ulubionym. Niemniej, cenię
sobie VanderMeera, jego pióro i tęga głowę. Bo to mimo wszystko dobra trylogia.
Tylko ja jednak takie powieści toleruje tylko w niewielkich ilościach.
„Tamte dni, tamte noce” Andre Acimana
Ten
„cykl” to właściwie naprawdę dobra powieść oraz zbiór opowiadań, dopisany po
latach po stworzeniu ekranizacji. Powieść jest specyficzna, ale osobiście
bardzo ją lubię. Na tę chwilę nie ma chyba innego współczesnego i
realistycznego romansu, który wywołałby u mnie bardziej pozytywne emocje.
Gorzej z kontynuacją, która w moim odczuciu jest kompletnie niepotrzebna.
Niemniej, pamiętajcie, że tom pierwszy nie skupia się na fabule, a na emocjach
bohatera, a co za tym idzie: jest specyficzny i naprawdę nie każdemu się
spodoba.
„Tessa Brown” D. B. Foryś
Choć
trzeci tom niedawno się ukazał, ja absolutnie nie planuje po niego sięgać. Ten
cykl to bardzo tanie i nienajlepsze warsztatowo czytadła, który próbuje
podrabiać „Supernatural”, tylko bardziej po babsku. Z kobietą w roli głównej i
z romansem na pół cyklu. To lekka rzecz, tom pierwszy wolę od tomu drugiego.
Ale osobiście nie mam zamiaru się zamęczać czytaniem kolejnej
średniej/kiepskiej powieści. No chyba że przypadkiem trafię na promocji, czy
tam coś.
„Bramy światłości t. 1-3” Mai Lidii Kossakowskiej
Podsumowanie
„Zastępów anielskich” już robiłam, ale od tamtego czasu autorka wydała kolejną
powieść z cyklu w trzech tomach. Mam słabość do jej aniołków i z jednej strony
żywię do tych książek raczej pozytywne odczucia, z drugiej: gdybym czytała
całość obecnie na pewno podeszłabym do nich bardziej krytycznie. Dlatego nie
planuje powtarzać. I mam nostalgię, cóż poradzić. Daimon, jego koń czy Razjel
to postacie, dla których mam specjalne miejsce w serduszku.
„Strange the Dreamer” Laini Taylor
Gdy
ktoś szuka amerykańskiej powieści dla młodzieży to ta dylogia jest jedna z
niewielu, którą szczerze polecam. Napisana pięknym, poetyckim językiem, z
elementami realizmu magicznego, zawieszona gdzieś pomiędzy światami… No to jest
dobra rzecz, po prostu! Bardzo lubię obydwa tomy. Jednocześnie muszę ostrzec,
że to powieści z nieco wyższym „progiem wejścia” od typowej amerykańskiej
książki tego typu. Taylor rozpoczyna swój cykl w sposób bardzo spokojny i delikatny,
nie śpieszy się z niczym. Ja to uwielbiam – ale wiem, że osoby będące targetem
takich powieści już niekoniecznie.
„Sen o krwi” N. K. Jemisin
Kolejna
dylogia, tym razem już typowo „dla dorosłych”. To fantasy osadzone w świecie
zbliżonym do starożytnego Egiptu i już za samo to uwielbiam ten cykl. Bo tamte
klimaty to zdecydowanie moje klimaty. Dobrze bawiłam się w trakcie lektury
obydwu książek i niezwykle cieszę się z tego, że mam je na półce. Tak po
prostu.
Jak widać, wśród przeczytanych królują trylogie, dylogie lub cykle, które przerwałam. Jakoś nic dłuższego w tym okresie mi się nie uzbierało. Oczywiście, nie oznacza to, że takich rzeczy nie czytam. Po prostu łatwiej mi przeczytać do tych trzech tomów i dłuższe cykle wciąż mam w trakcie. Niemniej, parę kolejnych cykli planuje niedługo skończyć, więc trzymajcie kciuki, aby kolejne podsumowanie pojawiło się szybciej! Dawajcie też znać, czy znaleźliście tu coś dla siebie. A może jakieś z tych książek już przeczytaliście?
"Modyfikowany węgiel" mam na oku już od jakiegoś czasu. Słyszałam o nim dużo różnych opinii i jestem ciekawa jak odbiorę tą serię.
OdpowiedzUsuńKoncept jest super, pierwszy tom trzyma w miarę fajny poziom. Także niby warto sprawdzić, ale każdy kolejny tom już naprawdę leci na łeb na szyję. :(
UsuńA ja zamierzam trochę "pomęczyć" cykl o Dorze Wilk. Podoba mi się jak autorka opisała Toruń.
OdpowiedzUsuńSkoro Ci się podoba to nic nie stoi na przeszkodzie! <3
UsuńNie wiedziałam, że "Tamte dni i tamte noce" mają kontynuację. A z cyklem Jadowskiej chciałam się zapoznać, ale po Twoim podsumowaniu odpuszczę. Widzę, że to nic dla mnie.
OdpowiedzUsuńNo niby mają, ale nie warto jej kijem ruszać. xD
UsuńJa się zbieram tylko do pani Taylor i Kisiel. Z tym, że do obu jakoś mi się nie pali - ot, chciałbym przeczytać kiedyś. Może nieco bardziej pani Taylor, kiedyś dzieciom w rodzinie możnaby polecić :P
OdpowiedzUsuńDzieciom to prędzej Kisiel, niż Taylor. Przynajmniej jeśli chodzi o "Marzyciela". To jedna z tych książek, która w pierwszej kolejności jest fantasy, a dopiero potem literaturą młodzieżową. Dlatego próg wejścia jest dość wysoki, a dodatkowo masz tam sceny erotyczne (nie jakoś bardzo detaliczne, ale jednak), więc to i tak raczej dla takiej starszej młodzieży.
UsuńJa mam tyle serii, że o matko, ogarnęłam to jakiś czas temu, mam listę i próbuję kończyć, ale z różnym skutkiem. Z twoich nie czytałam żadnej, choć przyznam, że kilka mam na liście :D
OdpowiedzUsuńJa listę mam głównie w głowie. :P Co czasem sprawia, że niektóre rzeczy mi umykają, ale jeśli tak się dzieje to chyba trochę oznacza, że chyba nie do końca mam ochotę na dany cykl. :D
UsuńSzkoda, że ta "Garstka z Ustki" wypada tak średnio, bo mam w planach lekturę. Ale możę mi się spodoba bardziej.
OdpowiedzUsuńOby! Jestes przed tomem pierwszym?
Usuń