Gdy wśród zwykłych ludzi krążą telepaci, trudno popełnić przemyślane przestępstwo. Taka jednostka zostanie złapana, nim do niego dojdzie. Ben Reich doskonale o tym wie. Planuje więc zbrodnie doskonałą, która pomoże mu przechytrzyć prawo i dokonać pierwszego od siedemdziesięciu lat morderstwa. Lincoln Powell, wybitny telepata i detektyw, prowadzi w jego sprawie śledztwo.
Premiera „Cyberpunku 2077” sprawiła, że
w tym roku polski rynek związany właśnie z cyberpunkiem nieco odżył. Pojawiły
się związane z nim teksty, zarówno nowsze, jak i te starsze w nowych wydaniach.
Przykładem tego jest „Człowiek do przeróbki” Alfreda Bestera. To powieść z 1953
roku , która według wydawcy zapoczątkowała ten nurt, choć nazwany został
dopiero jakieś trzydzieści lat później, a za jego ojca uznaje się Williama
Gibsona, który zadebiutował dopiero w 1984 roku. Mimo tego „Człowieka do
przeróbki” spokojnie mogę do tego nurtu zaliczyć – ba, nawet nie zestarzała się
ta książka szczególnie, nawet w kontekście współczesnych powieści
cyberpunkowych.Człowiek do przeróbki
Alfred Bester
wyd. Dom wydawniczy Rebis, 2020
No, nie że tak w ogóle. Te
siedemdziesiąt lat w kilku elementach w niej widać. Na szczęście, raczej nie w
samym nazewnictwie. Właściwie jeśli chodzi o technologię to jedynie słowo „rakieta”
rzuciło mi się w oczy jako powiew starych czasów w fantastyce naukowej. Poza
tym wszystkie wynalazki istnieją w świecie przedstawionym zupełnie naturalnie i
nawet, jeśli ich współczesne odpowiedniki nie zgadzają się z nazwami z naszymi to
nie zwróciło to mojej uwagi.
Zwłaszcza, że ta warstwa związana z
tworzeniem świata jest w tej powieści wręcz świetna. Co prawda dziś sam koncept
nie jest może nadzwyczaj unikatowy, ale fragmenty, w których występują telepaci
i robią swoje „telepatyczne” rzeczy są jednymi z moich ulubionych. Na przykład,
autor wpadł na pomysł, aby jego uzdolnieni nadnaturalnie ludzie rozmawiali
myśląc… przeplatankami. Niby prosta sprawa a jak cieszy!
Z resztą, sam styl Bestera zdaje się być
bardzo inteligentny. Nie zachwyca poetyckością, jest dość zwięzły, ale przy
okazji czytając miałam wrażenie, że wchodzę w pewien dialog z naprawdę mądrym
człowiekiem, który ma mi do przekazania coś ciekawego, a to zawsze jest dobre
poczucie w przypadku lektury takiej jak ta. Autor zręcznie nakreśla nam też
głównych bohaterów, POKAZUJE, a nie MÓWI o tym, że są zdolni i utalentowani,
dobrze nakreśla ich charakter, ale…
No i tu pojawia się niestety kwestia
związana z mijającym czasem. Zarówno Reich i Powell to konkretnie wykreowane
postacie, każda ze swoim szkieletem i cechami. Tyle, że z powodu niewielkiej
objętości tej powieści czegoś mi zabrakło. Dosłownie kilku scenek, które
pozwoliłyby mi się zżyć z tymi postaciami lepiej. Bo gdy zamierzamy stworzyć
kryminał, w którym Genialny Zły i Genialny Dobry mają zamiar się ganiać i
wzajemnie próbować oszukać to warto chyba pozwolić czytelnikowi spędzić z
postaciami trochę więcej czasu. Reich dostaje go zaś za mało na początku (jego
postać opiera się jedynie na koncepcie morderstwa), a Powellowi brakuje
odrobiny rozwinięcia później. Przynajmniej w moim odczuciu.
Poza tym o ile pierwsza połowa powieści
jest naprawdę dobra, o tyle w drugiej połowie wdziera się nam trochę chaosu,
tak jakby autor nie do końca wiedział, jak tą sprawę rozwiązać. Tak, jakby jego
własne postacie trochę przerosły go inteligencją i jakby Bester nie wiedział
już, co powinny zrobić, aby ten pościg w kotka i myszkę trwał dalej.
Niemniej, te dwie wady nie przeszkadzają mi w tym, aby „Człowieka do przeróbki” bardzo lubić. To porządnie napisana fantastyka naukowa, która przy okazji jest niezłym kryminałem. Co prawda moim zdaniem ten nadprzyrodzony element wypada tu koniec końców nieco lepiej, bo śledztwo w pewnej chwili po prostu zaczyna się nieco sypać, ale tak czy siak to po prostu lektura na wysokim poziomie.
Szczególnie ciekawy jest pomysł na telepatów, choć autor mógłby bardziej pokazać konsekwencje ich istnienia dla świata. A czytałaś "Gwiazdy moim przeznaczeniem" tego samego autora? Tam dopiero ma koncept na dżauntowanie!
OdpowiedzUsuńBrak tego chyba wynika z małej objętości. Dziś pewnie ta książka miałby z 500 stron co najmniej. Czasy się nam trochę zmieniły.
UsuńNa ten moment nie - nie znam nic innego tego autora.