niedziela, 13 grudnia 2020

Diabeł na wieży: Domenic Jordan i polowanie na demony


Tajemniczy medyk, Domenic Jordan, przemierza XVIII-wieczny świat. Kierowany ciekawością, bada nietypowe przypadki, stykając się z magią i demonami.


„Przeksiężycowi” Anny Kańtoch to lektura praktycznie idealna. Oryginalna, ciekawa, dobra zarówno na poziomie rozrywkowym i intelektualnym. Nie mogłam więc poprzestać tylko na niej. Gdy tylko nadarzyła się okazja kupiłam więc „Diabła na wieży”. To zbiór opowiadań zawierający debiut autorki z 2004 roku oraz pięć jej innych opowiadań: pierwszych, jakie zostały wydane w formie książkowej.

Koncept, jaki stoi za tym zbiorem jest wybitnie prosty. Nie jest to też forma niespotykana u nas. „Diabeł na wieży” przypomina wiedźmińskie opowiadania czy – nawet bardziej – „Cykl Inkwizytorski” Jacka Piekary. Tak jak i tam, nasz główny bohater to powiązany z religią (choć nie tak bezpośrednio) człowiek, który rozwiązuje magiczne zagadki. Podobnie jak u Piekary, tak i u Kańtoch świat udaje nasz, choć wydaje mi się, że w tym przypadku miasta, lokacje, osoby, rodziny itd. są w pełni fikcyjne. W przeciwieństwie jednak do opowieści o Mordimerze, Domenic Jordan jest postacią spokojniejszą, bardziej zamkniętą w sobie i inteligentniejszą. Jest też znacznie mniej wulgarny i o wiele bardziej elegancki, swoją konstrukcją postaci przypominając nieco Sherlocka Holmesa. Jako, że to właściwie jeden z moich ulubionych „typów” detektywów (a tych generalnie bardzo lubię) miał spore szansę, aby wpisać się do kanonu moich ulubionych.

Diabeł na wieży
Anna Kańtoch
wyd. Powergraph, 2018
Domenic Jordan, t. 1

Niestety, choć bardzo liczyłam na Kańtoch to… to się niestety nie zdarzyło. Te opowiadania są debiutem autorki i to bardzo, ale to bardzo widać. „Diabeł na wieży” ma fragmenty bardzo klimatyczne. Jego styl zapowiada już inteligentną i zgrabnie poprowadzoną narrację z „Przedksiężycowych”. Ogół tych opowiadań wypada jednak dosyć miernie. Autorce wyraźnie brakowało jeszcze warsztatu, aby tak prosty pomysł dobrze ograć.

W swoich opowiadaniach autorka często skacze po narracjach. Buduje tajemnice wokół Jordana, ale nie trzyma jej się odpowiednio. Spójrzmy choćby na tytułowe opowiadanie. Tekst zaczyna się z perspektywy innego medyka, z którym spotyka się Domenic. Widzimy go jego oczami; powoli zaczynamy zastanawiać się, kim jest ten tajemniczy i dobrze ubrany człowiek. Dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej? A potem, zamiast trzymać się tego od początku do końca, autorka nagle przeskakuje na Jordana, psując cały budowany przez opowiadanie suspens.

Kolejnym problemem w tym zbiorze jest samo budowanie zagadki. Mam wrażenie, że Kańtoch w tamtym okresie jeszcze nie do końca potrafiła kreować świat przedstawiony. Informacje, które podaje czytelnikowi, zwykle wydają się być niepewne, jakieś takie… niedorobione. Zagadek nie rozwiązuje się więc płynnie. Albo zbyt szybko da się odgadnąć zakończenie, albo Jordan dochodzi do konkluzji ot tak, bez odpowiedniej drogi do niej. To psuje zaskoczenie. Niestety, kryminał fantasy jest często trudniejszy do napisania, niż ten realistyczny, bo trzeba skutecznie wpleść w ekspozycje opis świata przedstawionego, ale robiąc to tak, by czytelnik nie połączył od razu wszystkich kropek.

Ze wszystkich opowiadań najbardziej podobało mi się chyba to zatytułowane „Serena i cień”. Było chyba jednym z najdłuższych i często naprawdę dobrze budowało klimat, choć i w nim nie wszystko gra doskonale. Niestety, te pozornie drobne elementy sprawiały, że wybijałam się z lektury i choć chciałabym uwielbiać Domenica Jordana – na tę chwilę nie umiem tego zrobić. Kańtoch przedstawiła jego oraz otaczającą go rzeczywistość zbyt topornie.

Zapewne sięgnę po kolejne tomy, choćby po to, aby sprawdzić, czy kolejne teksty będą warsztatowo lepsze. W końcu dobrze wiem, jak mocno wyrobiła się ta pisarka i mam szczere przeczucie, że kolejne opowiadania mają pełne prawo wypadać znacznie lepiej i płynniej. Przyznam jednak, że spodziewałam się jednak czegoś lepszego. Sięgałam po „Diabła na wieży” z nadzieją na bardzo porządnie skonstruowane historie, a dostałam raczej dość zwyczajny i problematyczny debiut. Na szczęście  z dwojga złego lepiej w tę stronę! Zawsze cieszy mnie „widok” autorów, którzy faktycznie rozwijają się literacko.


6 komentarzy:

  1. Zupełnie nie znam książki, ani żadnej z tych wspominanych, jednak zaciekawiłaś mnie nimi. Chętnie sięgnę w wolnej chwili :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Następne tomy tych opowiadań są już znacznie lepsze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam taką nadzieję, bo to naprawdę mocno "jedzie" debiutem.

      Usuń
  3. Mam ją na swojej liście, jak zresztą milion innych i totalnie mnie zaintrygowała już od samego początku. Kurde, muszę w końcu ruszyć te książki z list!

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony