niedziela, 24 stycznia 2021

Silver. Pierwsza księga snów: sympatycznie dla młodzieży, choć nie bez wad

 Rodzina Liv od lat regularnie się przeprowadza. Tym razem wraz z szesnastolatką przemieszczają się do Londynu. Wraz z młodszą siostrą dziewczyna trafia do bardzo dobrej szkoły, gdzie poznaje czwórkę starszych chłopców, którzy wyraźnie coś ukrywają.

 

Kerstin Gier to niemiecka pisarka, która do tej pory była mi znana z „Trylogii czasu”. To cykl dla młodzieży z całkiem dobrym pomysłem wyjściowym, ale koniec końców wykonany trochę „na szybko” i ze zbyt dużym skupieniem się na romansie. Niemniej, wspominam ją lepiej niż większość na przykład amerykańskich powieści fantasy dla młodzieży i mimo wszystko byłam trochę ciekawa drugiej trylogii tej autorki. W końcu jestem po pierwszej części, czyli „Silver. Pierwszej księdze snów” i faktycznie moje zdanie zdaje się potwierdzać. Mianowicie, Amerykanie może i piszą najwięcej tego typu książek, ale robią to jednocześnie chyba najgorzej. Bo choć początek tej serii ideałem nie jest to ma w sobie coś naprawdę uroczego.

Ową uroczość widać już na pierwszy rzut oka, bo właściwie cała książka jest wydana w absurdalnie słodki sposób. Twarda oprawa z posrebrzanymi elementami, śliczna wklejka wewnątrz, ilustracje kwiatów co kilka stron… To trochę książka-zabawka, którą aż przyjemnie trzyma się w ręce.

Silver. Pierwsza księga snów
Kerstin Gier
wyd. Media Rodzina
Trylogia snów, t. 1

Jak jednak wypada treść? Na pewno sam język Gier jest przystępny i lekki. Miły, ale nie nadmiernie infantylny. Nie jest przy tym wybitnie kreatywny czy poetycki, ale jak najbardziej: poprawny. Jeśli to jest dla kogoś istotne: w przypadku tego cyklu mamy narracje pierwszoosobową. Nie mamy tu też wulgaryzmów, ale za to treść w pewnym momencie fabuły zaczyna mocno kręcić się wokół seksualności, czy średniego wieku bycia dziewicą. Szczerze mówiąc, zawsze mnie to dziwi w przypadku książek dla młodzieży, zwłaszcza tych wycelowanych w nieco młodsze dziewczyny. Liv ma 16 lat: to naprawdę nie jest aż tak dużo! Niemniej, w tym wypadku do pewnego stopnia ten temat jest uzasadniony fabułą.

Pierwsza część „Silver” i z resztą cały ten cykl zawsze kojarzył mi się z czymś BARDZO mocno skupionym na śnie. Nawiązuje do niego okładka czy tytuł, a czytane przeze mnie recenzje zawsze zachwycały się tym elementem. Dla mnie jednak ta książka właściwie bardziej przypomina obyczaj z dodatkiem fantastyki. Lwia część tej historii to opisy przeprowadzki, problemów życiowych czy szkolnych głównej bohaterki. Te elementy magiczne oczywiście tu występują, ale nie są ani wprowadzone w jakiś wyjątkowo kreatywny sposób, a na to skrycie liczyłam. Niestety, o ile więc targetowi tej książki być może taki podział naprawdę się spodoba, o tyle mnie perypetie szkolno-sercowe już niekoniecznie interesują, a świat przedstawiony mógłby wyglądać znacznie lepiej.

Szczególnie, że przynajmniej w tym tomie nie mamy jakiejś szczególnej ilości akcji pod kątem głównej osi fabularnej. Gier rysuje nam obraz złego, tworzy nawet jakąś intrygę, ale koniec końców to nie ona gra w tej książce pierwsze skrzypce. Naprawdę znacznie istotniejsze są problemy nastolatek i choć wiem, że to ważny element powieści młodzieżowych to ja po tego typu powieści nie sięgam dla nich.

Mam też kilka myśli związanych z tą powieścią ogólnie. Po pierwsze, matka Liv to wykładowczyni literatury, która co rok przenosi się do innego państwa. Wydawało mi się to dość niewiarygodne, choć jednocześnie jestem w stanie przymknąć na to oko w przypadku powieści dla młodzieży. Po drugie, trochę boli mnie to, że w powieściach tego typu główna bohaterka niemal zawsze wpada w środowisko, które samo w sobie jest dość toksyczne. Co prawda autorka powieści nie normalizuje tego faktu (co robi wiele współczesnych powieści… niestety), ale jednak jestem trochę tym trendem zmęczona. Po trzecie, sam wątek romantyczny (który tu oczywiście jest) wypada bardzo uroczo i trzymam kciuki, aby autorka zostawiła go w dalszych tomach w takim statusie, w jakim jest. Liczę, że postawi na dobrą linię fabularną, a element romantyczny będzie jedynie istniejącym w tle dodatkiem, który czasem popycha historię do przodu. Ale to się jeszcze okaże.

Choć uważam, że Gier naprawdę mogła wyciągnąć z konceptu snu znacznie więcej to koniec końców pierwszy tom „Silver” wydaje mi się naprawdę porządną propozycją dla młodzieży. Pięknie wydany, sympatyczny i jednak bardziej kreatywny niż amerykańskie powieści jest po prostu powieścią napisaną przez osobę, która dobrze wiedziała, co robi.


7 komentarzy:

  1. Czytałam całą serię i dobrze ją wspominam. Mam też w planach inne książki tej autorki, chociaż w tych nieco bardziej odległych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pewnie byłabym bardzo zadowolona, gdybym tylko czytała ją jakoś w gimnazjum.

      Usuń
    2. Ja czytałam ją już jako dorosła kobieta. Jednak brałam ją do ręki z tą myślą, że ma być dla mnie przede wszystkim niewymagającą rozrywką, a nie ambitną literaturą. I tak też do dziś patrzę na tą serię.

      Usuń
  2. Nie miałam jeszcze okazji się zapoznać, wciąz czeka na mnie. Masz rację - amerykańskie książki są najgorsze, często na jedno kopyto, a wątki romantycznie w praktycznie każdej ostatnio doprowadzają mnie do szału. No cóż, musze się zapoznać z tą pozycją! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdzić można, to miła rzecz całkiem. ;) Szczególnie, jak się ją dorwie na promocji. :P

      Usuń
  3. Gier ma super przyjemne pióro. Miałam do tej trylogii nie wracać, ale mi się rozbudziły nostalgiczne uczucia i sobie poszukam w bibliotece może kiedyś ;)

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony