poniedziałek, 29 marca 2021

Prorok: zwieńczenie trylogii high fantasy w arabskich klimatach


Po wędrówce i poszukiwaniach prawdy Kashim Al.’Shannag w końcu podejmuje decyzje o powrocie do swojego ojczystego miasta. Przywrócenie mu porządku może się jednak okazać zbyt trudne dla grupki zbrojnych, którzy podążają do Tel’Halik wraz z nim.

 

Po dłuższym czasie, ale w końcu: zakończyłam swoją przygodę z „Opowieściami piasków” Krzysztofa Piskorskiego. „Prorok” to zwieńczenie tej trylogii, która była zresztą debiutanckim cyklem tego autora i która też, jak na nomen omen debiut, wypada naprawdę dobrze na tle innej tego typu literatury.

Prorok
Krzysztof Piskorski
wyd. Runa, 2007
Opowieści piasków, t. 3

Ani „Prorok”, ani pozostałe części, nie są w żadnym razie dla mnie „książkami życia”, ale bez wątpienia są porządnie skonstruowanym, klasycznym high fantasy, które czerpie mocno z arabskich klimatów. Powiedziałabym, że to historia dość „tolkienowska” w swoim tonie. Piskorski nie skupia się aż tak na bohaterze, raczej opowiadając o wielkich wydarzeniach. Jednakże, choć nie wchodzi aż tak głęboko w relacje między postaciami, jakbym tego chciała, robi to jednak bardziej, niż właśnie Tolkien we „Władcy pierścieni”.

Piskorski jest też zaskakująco naturalny w swoim stylu. Język „Proroka” jest dość mocno stylizowany, jednak nie na tyle, by historia nie była zrozumiała. Powieść czyta się naprawdę płynnie, a przez drobne, żartobliwe wtręty ze strony autora, widać, że działa językiem dość świadomie, mimo że – tak jak już wspominałam – to jedna z pierwszych napisanych przez niego książek. Styl nie wybija też z rytmu, tak jak to miało miejsce np. w przypadku mojej lektury „Viriona. Zamek” Ziemiańskiego.

Zresztą, choć Ziemiański ma na swoim kącie więcej książek, niż Piskorski nawet (chyba?) do tej pory, to już gdy „Opowieści piasków” były wydawane, autor miał od niego po prostu lepszy warsztat. Widać też dość dużą pracę włożoną w poszukiwanie przez niego źródeł, w wyciągnie detali z przeszłości realnego świata, które mogą dobrze zagrać w jego uniwersum. Dzięki temu nie mogę tego ukrywać: uznaje, że to jest naprawdę porządna historia w całości, nawet mimo pewnych mankamentów.

W trakcie lektury uświadomiłam sobie też, że polscy pisarze bardzo lubią tematykę bogów i zabaw nadludzkich istot z tymi przyziemnymi, zwyczajnymi. Bo i tu ten wątek się pojawia, mocno kojarząc mi się z (powstałymi później) „Opowieściami z meekhańskiego pogranicza”. Oczywiście to inny świat i o coś innego tu chodzi, ale samo mieszanie się niebiańskich istot z ludźmi, kontaktowanie się z nimi itd. po prostu przywodzi mi taką myśl.

Osobiście, jak zwykle przy tego typu historiach, chciałabym, by było tu nieco więcej „mięsa”. By bohaterowie pokazali mi, że naprawdę PRZEŻYWAJĄ emocje, że naprawdę są bardzo dobrymi przyjaciółmi lub niezwykłymi wrogami. By śmierć czy zwycięstwo było przeżywane bardziej. Wydaje mi się, że wtedy ta historia byłaby pełniejsza, szczególnie że wiem, że Piskorski w swoich kolejnych książkach świetnie daje sobie przecież z tym radę. Rozumiem jednak też, że po prostu taką wybrał konwencję. I nie jest to w żadnym razie zły wybór – po prostu nie do końca „mój”.

Jeśli szukacie stosunkowo lekkiej, ale pisanej raczej na poważnie, przygodowej fantastyki o dość unikatowym klimacie to nie wahajcie się poszukać gdzieś choćby i używanych „Opowieści piasków”, z „Prorokiem” włącznie. Mimo wszystko nie mamy wcale na rynku aż tak wiele porządnego high fantasy, więc i ta historia po prostu zasługuje na uwagę.


8 komentarzy:

  1. Nie lubię zaczynać od końca, więc będę musiała przyjrzeć się tej trylogii w całości. Zwłaszcza, że blisko tu do 'tolkienowskich' klimatów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No raczej, tego się nie da czytać od środka. ;)

      Usuń
  2. Ziemiański zdecydowanie spłodził więcej woluminów, niż Piskorski - sam kupiasty cykl o Achai to bodajże dwanaście pozycji. A Piskorski chyba w ogóle osiem (siedem powieści + zbiór opowiadań). Ale poziom nieporównywalny. Bo książki Ziemiańskiego też są na poziomie, tylko ten poziom jest bardzo niski.

    Ponoć Piskorski wstydzi się dziś "Opowieści piasków" i nie zgadza na wznowienia. A to i tak o niebo lepsze od wszystkiego co napisał Ziemiański.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie o to mi chodziło. Ale to mnie zadziwia, jak duża może być różnica w poziomach twórców. Choć w ogóle mało znam chyba tak sensownych debiutów.

      Usuń
    2. W Runie były jeszcze dwa ciekawe debiuty: Wit Szostak "Wichry Smoczogór" i Maciej Guzek "Królikarnia". Dobry debiut (Prószyński i S-ka) miał Radek Rak, choć w wydaniu realizm magiczny nie każdemu się spodoba. Dalej: Robert M. Wegner (w Powergraphie). Z ostatnich Tomasz Gnat (Dolnośląskie), Paweł Majka (Genius Creations) i Daniel Nogal (Genius Creations).

      Majka to ciekawy przypadek, bo debiutował zaledwie siedem lat temu, a już ma na koncie dziesięć (!) powieści. Niestety, ilość nie przeszła w jakość i wciąż jego najlepszą jest debiutancki "Pokój światów".

      Usuń
    3. Szostaka chce na pewno spróbować, o Guzku coś słyszałam choć niewiele. Rak właśnie tworzy realizm magiczny i no znam "Baśń o wężowym sercu", ale to nie moje klimaty. Wegnera mam na półce, o Gnacie i Nogalu nie słyszałam nic chyba, więc może dam radę zerknąć.

      Usuń
    4. Guzka Macieja (nie mylić z Marcinem, także pisarzem fantasy) zdecydowanie polecam właśnie debiutancką "Królikarnię":
      http://seczytam.blogspot.com/2018/12/maciej-guzek-krolikarnia.html

      Natomiast "Trzeci świat" - powieść z akcją w tym samym świecie - już nieco mniej, ale też nie odradzam:
      http://seczytam.blogspot.com/2016/01/maciej-guzek-trzeci-swiat.html

      Raka "Puste niebo" to jednak fantasy.

      Nogal:
      http://seczytam.blogspot.com/2018/02/daniel-nogal-betelowa-rebelia-spisek.html

      Bardzo lubię takie fantasy w klimatach egzotycznych, właśnie Nogala (kambodżańskie), Zaremby (mezoamerykańskie), Kivirähka (ugro-fińskie), a teraz czytam afrykańskie Jamesa Marlona „Czarny Lampart, Czerwony Wilk” – na razie jest bardzo dobrze.

      O książce Gnata "Braciszkowie Niebożątka" nie pisałem na blogu, ale marginalnie w komentarzu na Esensji:

      >Krótko - widać jeszcze pewne problemy wynikające z braku doświadczenia. Przez pierwszych kilkadziesiąt stron zbyt kwiecisty język, dość męczące popisy, ale dość szybko sprowadzone do racjonalnych wymiarów. Za dużo bohaterów, przez co część jest dość blada i nie budzi większego zainteresowania.

      Na plus: język po pohamowaniu popisów - plastyczny i taki po prostu ładny, ciekawy świat, fabuła też OK biorąc pod uwagę, że to wstęp do czegoś większego. W każdym razie, dla mnie to debiut roku 2019<.

      Usuń
    5. Marlona mam na półce, ale jednak coś innego. Niemniej, sprawdzać będę. Dzięki, będę kminić przy zakupach kolejnych jakiś. :)

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony