poniedziałek, 20 września 2021

Zanim się pojawiłeś: likantropia i wampiryzm są już niemodne, więc...

Choć ma już 26 lat, Lou dalej nie wie, co chce robić w swoim życiu. Gdy traci prace w swojej ukochanej kawiarni, musi prędko znaleźć nową, ponieważ jest głównym żywicielem rodziny. W ten sposób zostaje opiekunką 35-letniego Willa, sparaliżowanego w wyniku wypadku.

 

Ostatnio współczesny romans realistyczny czytałam w kwietniu 2020 roku i nie udało mi się go skończyć. Wcześniej miało to miejsce w listopadzie 2019 roku. A że ja raz na jakiś czas miewam potrzebę sięgnięcia po coś takiego to tym razem zabrałam się za „Zanim się pojawiłeś”. Historia zawarta w książce Jojo Moyes jest mi znana od lat przez wzgląd na film, ale że przypadkiem go sobie powtórzyłam to postanowiłam sprawdzić, jak to się ma w wersji oryginalnej. No dobrze, prawie oryginalnej, bo czytałam w końcu tłumaczenie.

Zanim się pojawiłeś
Jojo Moyes
wyd. Świat książki, 2016
Lou Clark, t. 1

Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy to… styl. Być może jest to kwestia tłumaczenia, ale przyznaję, że sam prolog mnie po prostu trochę rozśmieszył. Kilka pierwszych zdań wygląda mniej więcej tak: „Ona idzie do łazienki. On na nią czeka. Ona włącza prysznic. On przegląda telefon”. Później już tak źle nie jest (bo to pewnie był tylko „zabieg artystyczny”, książkę trzeba dobrze zacząć!), ale nie ma co ukrywać. „Zanim się pojawiłeś” to książka napisana bardzo prościutko i lekko.

Ponadto, mimo trudnej tematyki jej klimat jest raczej słodko-baśniowy. Bo choć Will jest niepełnosprawny to dalej inteligentny, ironiczny i bogaty rycerz. Tyle, że po prostu zamiast konia ma wózek inwalidzki. Cóż, tak to z tymi romansami bywa. Czasem przeszkodą w miłości jest wampiryzm, innym razem na przykład wilkołactwo. Tym razem, zamiast bazować na wymyślonych i fantastycznych konceptach, Moyes postanowiła być bardziej oryginalna i realistyczna. Problem polega na tym, że mimo wszystko to znacznie delikatniejszy problem, niż bycie przystojnym wampirem i lekkomyślne wykorzystywanie takich postaci może wiele osób po prostu zranić. Ale co ja tam wiem, to Moyes pewnie zarobiła na „Zanim się pojawiłeś” grube pieniądze. Nie ja.

„Zanim się pojawiłeś” jest jednak jednym z tych przypadków, w których oryginał wypada lepiej, niż ekranizacja. Twórcy filmu usunęli z niego kilka kluczowych elementów, które pomagają zbudować postać Lou i które sprawiają, że jej relacja z Willem nie jest aż tak jednostronna.

Dobrze jednak wiem, że i książka nie została dobrze odebrana przez osoby niepełnosprawne i w moim odczuciu mimo wszystko w dalszym ciągu to toksyczna i odrealniona opowieść. W tej historii na przykład mający olbrzymie fundusze Will nie ma zapewnionej ani opieki psychologa, ani sprzętu ułatwiającego mu komunikowanie się ze światem. Niby mówi się o tym, że jego rodzice wyszukują kuracji i innych takich, ale żadne z nich nie myśli o tym, jak faktycznie i skutecznie poprawić jakość życia swojego syna. Nic dziwnego, że jest wiecznie rozdrażniony.

Nie powiem – potrzebowałam lekkiej książki, która pomoże mi się na chwilę oderwać. Dlatego „Zanim się pojawiłeś” spełniło swoją rolę całkiem dobrze. Jednak czy to jest obiektywnie dobra książka? Nie, nie wydaje mi się. Mimo wszystko to kolejna opowieść o tym, że do miłości trzeba poświęceń i cierpienia, a to jest najzwyczajniej w świecie nieprawdą.

1 komentarz:

  1. Zawsze zaskakuje mnie, jak dwie osoby mogą bardzo różnie odczuwać ta samą książkę i widzą w niej kompletnie różne elementy. Ty skupiłaś się na takich bardziej praktycznych rzeczach, ja czytałam ją głównie dla emocji :)

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony