Choć ma już 26 lat, Lou dalej nie wie,
co chce robić w swoim życiu. Gdy traci prace w swojej ukochanej kawiarni, musi
prędko znaleźć nową, ponieważ jest głównym żywicielem rodziny. W ten sposób zostaje
opiekunką 35-letniego Willa, sparaliżowanego w wyniku wypadku.
Ostatnio współczesny romans realistyczny
czytałam w kwietniu 2020 roku i nie udało mi się go skończyć. Wcześniej miało
to miejsce w listopadzie 2019 roku. A że ja raz na jakiś czas miewam potrzebę
sięgnięcia po coś takiego to tym razem zabrałam się za „Zanim się pojawiłeś”.
Historia zawarta w książce Jojo Moyes jest mi znana od lat przez wzgląd na
film, ale że przypadkiem go sobie powtórzyłam to postanowiłam sprawdzić, jak to
się ma w wersji oryginalnej. No dobrze, prawie oryginalnej, bo czytałam w końcu
tłumaczenie.
Zanim się pojawiłeś Jojo Moyes wyd. Świat książki, 2016 Lou Clark, t. 1 |
Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w
oczy to… styl. Być może jest to kwestia tłumaczenia, ale przyznaję, że sam
prolog mnie po prostu trochę rozśmieszył. Kilka pierwszych zdań wygląda mniej
więcej tak: „Ona idzie do łazienki. On na nią czeka. Ona włącza prysznic. On
przegląda telefon”. Później już tak źle nie jest (bo to pewnie był tylko „zabieg
artystyczny”, książkę trzeba dobrze zacząć!), ale nie ma co ukrywać. „Zanim się
pojawiłeś” to książka napisana bardzo prościutko i lekko.
Ponadto, mimo trudnej tematyki jej klimat
jest raczej słodko-baśniowy. Bo choć Will jest niepełnosprawny to dalej
inteligentny, ironiczny i bogaty rycerz. Tyle, że po prostu zamiast konia ma
wózek inwalidzki. Cóż, tak to z tymi romansami bywa. Czasem przeszkodą w
miłości jest wampiryzm, innym razem na przykład wilkołactwo. Tym razem, zamiast
bazować na wymyślonych i fantastycznych konceptach, Moyes postanowiła być
bardziej oryginalna i realistyczna. Problem polega na tym, że mimo wszystko to
znacznie delikatniejszy problem, niż bycie przystojnym wampirem i lekkomyślne
wykorzystywanie takich postaci może wiele osób po prostu zranić. Ale co ja tam
wiem, to Moyes pewnie zarobiła na „Zanim się pojawiłeś” grube pieniądze. Nie
ja.
„Zanim się pojawiłeś” jest jednak jednym
z tych przypadków, w których oryginał wypada lepiej, niż ekranizacja. Twórcy
filmu usunęli z niego kilka kluczowych elementów, które pomagają zbudować
postać Lou i które sprawiają, że jej relacja z Willem nie jest aż tak
jednostronna.
Dobrze jednak wiem, że i książka nie
została dobrze odebrana przez osoby niepełnosprawne i w moim odczuciu mimo
wszystko w dalszym ciągu to toksyczna i odrealniona opowieść. W tej historii na
przykład mający olbrzymie fundusze Will nie ma zapewnionej ani opieki
psychologa, ani sprzętu ułatwiającego mu komunikowanie się ze światem. Niby
mówi się o tym, że jego rodzice wyszukują kuracji i innych takich, ale żadne z
nich nie myśli o tym, jak faktycznie i skutecznie poprawić jakość życia swojego
syna. Nic dziwnego, że jest wiecznie rozdrażniony.
Nie powiem – potrzebowałam lekkiej
książki, która pomoże mi się na chwilę oderwać. Dlatego „Zanim się pojawiłeś”
spełniło swoją rolę całkiem dobrze. Jednak czy to jest obiektywnie dobra książka?
Nie, nie wydaje mi się. Mimo wszystko to kolejna opowieść o tym, że do miłości
trzeba poświęceń i cierpienia, a to jest najzwyczajniej w świecie nieprawdą.
Zawsze zaskakuje mnie, jak dwie osoby mogą bardzo różnie odczuwać ta samą książkę i widzą w niej kompletnie różne elementy. Ty skupiłaś się na takich bardziej praktycznych rzeczach, ja czytałam ją głównie dla emocji :)
OdpowiedzUsuń