środa, 8 września 2021

Kwiaty dla Algernona: kolejna dobra klasyka

 

Charlie idzie przez życie z jednym marzeniem. Chce być mądry, taki jak inni ludzie. Ma już trzydzieści dwa lata, a i tak ledwo potrafi pisać, zaś w pracy powierzane są mu jedynie najprostsze zadania. Grupa naukowców jest jednak przekonana, że za pomocą zabiegu będzie w stanie podwyższyć iloraz inteligencji mężczyzny, tak samo jak udało im się to z myszą o imieniu Algernon.

 

„Kwiaty dla Algernona” Daniela Keyesa powstały w 1958 roku jako opowiadanie, a gdy tekst wygrał nagrodę Hugo, autor rozciągnął trochę historię, przerabiając ją na powieść. I tak w 1966 roku pojawiła się na rynku książka, której udało się zdobyć Nagrodę Nebula. To klasyka fantastyki naukowej. Aktualny wydawca – Dom Wydawniczy Rebis – pisze o tej książce jako powieści ponadczasowej. Co prawda sama z takimi stwierdzeniami nie zawsze się zgadzam, ale… w tym przypadku jak najbardziej tak.

Kwiaty dla Algernona
Daniel Keyes
wyd. Rebis, 2019

Gdybym była w nastoletnim wieku, oprawa graficzna tej książki bez wątpienia by mnie odstraszyła. Może i słusznie, bo choć nie jest to powieść trudna w przyswojeniu to porusza dość trudny temat. Mimo tego warto chyba zaznaczyć, że w tym przypadku „fantastyka naukowa” nie oznacza ogromnej ilości wynalazków, tez naukowych czy czegoś podobnego. „Kwiaty dla Algernona” to doskonały przykład soft science fiction. Poza eksperymentami mającymi na celu zwiększenie inteligencji obiektu nie ma tu żadnych innych zmian w stosunku do współczesnego dla autora świata.

Chyba między innymi to sprawia, że ta powieść tak dobrze się starzeje. Bo tak naprawdę… w niej nie ma co się zestarzeć. Szczególnie, że kwestia tego, w jaki sposób doszło do zwiększenia inteligencji bohatera nie ma znaczenia. W przypadku tej powieści kluczowe jest raczej to, co dzieje się z Charlim. To, jak on odbiera zmiany, jak analizuje podejście ludzi do niego, w jaki sposób sam się zmienia. Fantastyka naukowa jest w tym przypadku jedynie drobną pomocą dla autora, dzięki której ten może opowiedzieć dramat psychologiczny, rozgrywający się w hipotetycznie możliwej sytuacji.

Odbieram „Kwiaty dla Algernona” jako książkę niezwykle wrażliwą. Tak, tak, ponownie – okładka najnowszego polskiego wydania wcale tego nie sugeruje. Ale bez wątpienia ta powieść jest opowieścią z pewnym morałem, nauką. Zmusza do zastanowienia się nad tym, jak traktujemy osoby słabsze od nas samych, pozornie głupie, jak i tych, którzy są od nas znacznie inteligentniejsze. Jak patrzymy na takich ludzi, co o nich myślimy? Czy są dla nas ludźmi, bogami, a może niewartymi uwagi zwierzętami? Do tego ostatniego trudno się przed sobą przyznać, ale czy tak czasem nie jest? Powieść Keyesa to też analiza tego, co będzie z nami „potem” – czy gdy się zestarzejemy, albo ciężko zachorujemy to czy inni będą traktować nas z wystarczającym szacunkiem? To nie są łatwe tematy, ale właśnie dzięki takim książkom, jak „Kwiaty dla Algernona” czytelnik dostaje szansę, aby we (w miarę) bezbolesny sposób zastanowić się nad sobą i swoim życiem.

Bo nie da się ukryć, że ta książka mimo wszystko pozostaje też dobra po prostu pod kątem „czytelniczym”. Mimo mijających lat jest intrygująca, ciekawi i sprawia, że po prostu chce się czytać ją dalej. Nie warto się jednak w jej przypadku spodziewać niezwykłych zwrotów akcji. Nie o nie w tej opowieści chodzi i choć dzieje się tu wiele, a tekst ma dobre tempo, to jednak „Kwiaty dla Algernona” mają tylko jedno możliwe zakończenie.

Niektórych ta książka wzrusza albo porusza w szczególnie gwałtowny sposób. W moim przypadku tak nie było: w trakcie lektury zachowałam stoicki spokój. To jednak nie oznacza, że uważam tę książkę za kiepską. Przeciwnie. „Kwiaty dla Algernona” to kawał świetnego science fiction. Na dodatek, przez to jak mało fantastyki w tej fantastyce jest, może nadać się świetnie także jako lektura dla osób niekoniecznie związanych z tym gatunkiem, ceniącym sobie wrażliwe społeczne treści.


3 komentarze:

  1. Tą książkę mam w planach od jakiegoś czasu, ale nie wiem jeszcze kiedy znajdę na nią czas. Jestem jej bardzo ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. To było jedno z pierwszych sf, jakie przeczytałam i dziś pamiętam głównie język i ogólny motyw. Wydaje mi się jednak, że okładka wydania NF choć brzydsza wizualnie, to jednak bardziej pasuje do treści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, żeby ta była jakoś szczególnie piękna. Wygooglowałam sobie, faktycznie sama grafika ciekawsza, choć żeby to działało dziś, trzeba by ją porządnie odświeżyć.

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony