Gdy myślę o tym, w jaki sposób można
byłoby zorganizować konkurs artystyczny przychodzi mi na myśl, aby kazać
twórcom stworzyć treści związane z bardzo konkretnymi wytycznymi. Tak, aby
można było zobaczyć, co w ramach bardzo konkretnej konwencji, czy fabuły
potrafią wyciągnąć i aby porównanie ich warsztatu było po prostu łatwiejsze. Z tym że tego typu forma dla zwyczajnego odbiorcy byłaby po prostu nudna – no bo
ileż można czytać o tym samym, jeśli wgłębiasz się w kulturę po to, by naprawdę
przeżyć przygodę?
Nawia. Szamanki. Septuchy. Demony antologia (wielu autorów) wyd. Uroboros, 2021 |
„Nawia. Szamanki. Septuchy. Demony” to
przykład antologii stworzonej jakby właśnie w ten sposób. Jakby właśnie, bo nie
wiem, jakie wytyczne dostali autorzy. Być może po prostu ogólny zamysł zainspirował
ich do stworzenia bardzo podobnych tekstów, ale szczerze mówiąc… o ile
pojedyncze opowiadania były raczej rozrywkowe i dość przeciętne, o tyle jako
całość, ta antologia jest chyba jedną z najmniej kreatywnych, jaką miałam w
rękach.
Na osiem opowiadań sześć to teksty o wiedźmie/zielarce/uzdrowicielce
(w gruncie rzeczy to bardzo zbliżone motywy), które mają do rozwiązania jakiś
problem i to po prostu robią. Niektórzy z twórców podeszli do tematu bardziej
kreatywnie, inni mniej, ale żaden z tekstów w „Nawii” nie zrobił na mnie
nadzwyczajnego wrażenia (a opowiadania potrafię naprawdę uwielbiać!) i moim
zdaniem żaden nie wniósł do polskiego nurtu literatury okołosłowiańskiego
fantasy niczego nowatorskiego. Koniec końców przy lekturze zaczęłam więc się po prostu nudzić.
Ale może po kolei! Antologię otwiera „Płacz
cichą nocą się niesie” Katarzyny Bereniki Miszczuk – autorki, której twórczości
raczej nie znam, ale słyszałam o niej na tyle dużo, że naprawdę byłam ciekawa,
co pokaże w „Nawii”. I pokazała… cóż, niewiele. Jej opowiadanie jest raczej poprawne
i bardzo proste w konstrukcji. Główną bohaterką jest szeptucha, która musi
poradzić sobie z porońcem. Podchodzi przy tym do tematu bardzo klasycznie i
przynajmniej mnie niczym ten tekst nie zaskoczył. Sam warsztat zaprezentowany w
tym opowiadaniu nie należy do najlepszych. Narracja jest dość współczesna,
słabo stylizowana i czasem w języku coś mi nie grało, a z kolei dialogi to
sepleniący, „wiejski” polski – nie dość, że nieprzyjemny w odbiorze, to jeszcze
niepasujący do warstwy opisowej.
Pozytywnie zaskoczyła mnie Marta
Krajewska ze swoim tekstem „Jezioro cię kocha”, bo o samej autorce słyszałam
bardzo mieszane opinie. Ponownie mamy tu tekst o wioskowej wiedźmie, która ma
do rozwiązania problem, ale w porównaniu do Miszczuk, Krajewska ma dużo lepszy
warsztat, a tekst miał nostalgiczno-romantyczno-gorzki klimat. Przyznaję, lubię
takie. Niemniej, opowiadanie kojarzy mi się z „Pożeraczem szarości” Tadeusza
Meszki, ale moim zdaniem wypada jednak słabiej od niego.
„Dziewanna i księżyc” Anny Szumacher to jeden z dwóch tekstów, który trochę od schematu typowego dla „Nawii” odchodzi. Traktuje o studentach archeologii. Ci dobrze się bawią i przeżywają słowiańską przygodę w trakcie. Nie było to nic ani zaskakującego, ani w jakikolwiek sposób zapadającego w pamięć, ale przynajmniej autorka sięgnęła po trochę inny koncept, dlatego z całego serca dziękuję za podjęcie próby zrobienia z tematem czegoś innego.
„Szeptucha” Jagny Rolskiej pojonowanie
jest tekstem osadzonym w czasach współczesnych i w naszej rzeczywistości.
Jednocześnie to dalej opowiadanie trzymające się szeptuchowego klimatu. Jest
lżejsze w tonie, niż Krajewska i Miszczuk, skupia się raczej na relacjach
między mieszkańcami okolicy, ale właściwie to tyle, co je wyróżnia. Na pewno go
nie zapamiętam na dłużej.
Kolejnym tekstem, który pozytywnie się
wybija, jest „Ostatnia noc” Rafała Dębskiego. Ponownie nie znam za dobrze tego
autora (jak właściwie wszystkich pozostałych), ale jego warsztat wyróżnia się
na tle pozostałych tekstów i chętnie coś kiedyś od tego pisarza sprawdzę. To
opowiadanie jest podobne do tekstu Krajewskiej. Ponownie dostajemy więc
opowiadanie o tej, która wie, ale jego nostalgiczny, smutny klimat, a także
całkiem przyjemne zakończenie sprawiają, że po prostu wyróżnia się na tle
innych.
I tu dochodzimy do właściwie jedynej
autorki, której opowiadanie znajduje się w tym zbiorze i którą znam nieco
lepiej. Martyna Raduchowska i jej „Śmierć wody” była dla mnie niestety dość
dużym zawodem. Co prawda, nie tak dużym, jak w antologii „Harda horda”, gdzie
po prostu zostały przepisane fragmenty z „Szamanki od umarlaków”, ale… na
Merlina, to było po prostu pójście po najmniejszej linii oporu. To tekst
opisujący jedną z akcji Idy i Kruchego (bohaterzy wspomnianej już „Szamanki…”).
Osobiście tych bohaterów naprawdę bardzo, bardzo lubię i z jednej strony cieszę
się, że mogłam z nimi ponownie poobcować. Z drugiej niestety tekst ponownie wpisuje
się w schemat szeptuchowy, a samo w sobie podane w jakiś szczególnie kreatywny
sposób, zaś bohaterowie wydawali mi się pisani odrobinę na siłę. Wolałabym, aby
Raduchowska zostawiła te postacie na książki z cyklu (nawet w formie luźnego
zbioru opowiadań), a do „Nawii” napisała coś unikalnego, albo chociaż aby
podeszła do tematu bardziej kreatywnie, np. zmieniła perspektywę, nie trzymając
się tylko Idy i Kruchego.
Drugim opowiadaniem, które wybija się
pod względem nawiowego schematu jest „Konsultantka” Marcina Podlewskiego. Tekst
raczej lekki, bawiący się trochę konwencją, nie w pełni poważny. Z jednej
strony w związku z tym jest trochę lepszy od innych, z drugiej – jakoś nie do
końca potrafię ten koncept „kupić”. Ale ponownie: dziękuję autorowi za wprowadzenie, choć odrobiny kreatywności do tej ogólnie rzecz biorąc poprawnej,
ale nudnej antologii.
Ostatni tekst to „Wichura” Marcina
Mortki. On też wyróżnia się pozytywnie, jeśli chodzi o jego styl, ale
przyznaję, że byłam już tak zmęczona tekstami o szeptuchach, że po prostu nie
miałam siły, by się z tego opowiadania cieszyć.
Koniec końców, jak cieszę, się, że
powstają kolejne antologie, tak mam raczej mieszane uczucia w stosunku do „Nawii”.
Jest poprawna i pewnie spodoba się tym, którzy szukają lekkich tekstów w
tematyce słowiańsko-szeptuchowej, ale ja chciałabym, by choćby jeden z tekstów
zrobił na mnie duże wrażenie. A nie zrobił. No trudno – przynajmniej
sprawdziłam nowych dla mnie polskich autorów i kilku z nich na pewno będę miała
na oku w przyszłości.
Za wykonanie zdjęć odpowiedzialna jest Kinga z profilu Fantykk. Obróbką zajęłam się sama.
Poza nieznaną mi Raduchowską (nazwisko kojarzę, ale nic nie czytałem), zestaw autorów krzyczy wręcz do mnie: omijaj, to wybitna kupa. Najlepiej z tych twórców i twórczyń kojarzy mi się Krajewska - dla mnie jej twórczość to takie 6/10, czyli z braku laku można przeczytać.
OdpowiedzUsuńRolska, Szumacher - w najlepszych momentach są w stanie osiągnąć pułap 3/10 (czyli wg mojego systemu oceniania: "nie dość, że źle napisane, to jeszcze głupiutkie"), a Miszczuk, Dębski i Mortka w porywach mogą dojść nawet do 4/10 ("szkoda czasu na czytanie czegoś takiego")*.
Odrębnym przypadkiem jest Podlewski, który w "Głębi" wynudził mnie poseudonaukowym bełkotem, ale w fantasty chyba go nie używa, więc tu widzę jedyną nadzieję. Ale dla jednego "być może" na pewno po tę antologię nie sięgnę.
* Pomijając Miszczuk, która jednak ma swoich fanów, zastanawiam się, jak pozostała czwórka znajduje wydawców. Bo to ani dobre, ani popularne. Nota bene, dwójka z nich - Szumacher i Dębski - są u mnie w "antyTOP 10 polskiej fantasy" (czyli w wykazie największych kup wszech czasów :D), a Rolska dostała zaszyte drugie miejsce (za Szumacher) na mojej liście najgorszych książek 2019 roku.
Ja mam do Raduchowskiej słabość, ale nie wiem, czy Ci polecam. Cyperpunku nie lubisz, więc "Czarne światła" odpadają, a "Szamanka od umarlaków" jest jednak rozrywkowym fantasy. Lubię cykl za to, jak buduje relacje między postaciami, język ma moim zdaniem ładny, ale to trzeba KONIECZNIE zaczynać od tomu drugiego. Pierwszy jest dużo słabszy, a drugi rozpoczyna się od streszczenia całości dotychczasowej fabuły.
UsuńTa Krajewska kusi, by się nią trochę zainteresować bliżej po tym opowiadaniu, ale niekoniecznie odpowiada mi to, jak działa w sieci. W międzyczasie przeczytałam też jeszcze książkę Mortki (pojawi się wpis na blogu) i go też chce jeszcze sprawdzić, a przynajmniej te jego nowsze teksty za jakiś czas, bo mi brakuje lekko-rozrywkowych rzeczy mocno. Pozstałych na ten moment raczej odpuszczę po prostu, bo nie kojarzę, aby Dębski miał coś, co mnie w ogóle interesuje. Ja chyba przynajmniej Szumacher znam jeszcze z "Hardej Hordy", ale za nic nie pamiętam w tej chwili, co dokładnie napisała.
>niekoniecznie odpowiada mi to, jak działa w sieci<
UsuńAż zapuściłem żurawia - bo dotąd niespecjalnie mnie interesowała - na jej bloga, fanpage i prywatny profil. Jest taka... niejaka. Stara się pod każdym względem być na max poprawna, nikogo nie urazić, i dobrze spienięża swoje pomysły (nie tylko książkowo, ale też jakieś kubki, nie kubki).
Widzę, że nawet powstają i za jej błogosławieństwem wydawane są na papierze fanfiki o Wilczej Dolinie - "Baśń o Wilczej Dolinie", autor: Agata Kasiak. Zdaje się, że to siostra Krajewskiej; tak się same określają na facebooku, a widoczne podobieństwo fizjonomii zdradza, że to biologiczne siostrzeństwo, a nie feministyczne czy neopogańskie (zresztą, Krajewska swoje poglądy religijne ukrywa - po co się komuś narażać - za to Kasiak zdaje się być związana z katolicyzmem.
Ale, oczywiście, nie prześledziłem całej działalności sieciowej Krajewskiej.
No, Raduchowska mnie nie zainteresowała dotąd, bo 1) cyberpunk, którego nie lubię, 2) takie trochę heheszkowate rzeczy, za którymi też nie przepadam, 3) a teraz slavic fantasy, które niby lubię, ale podchodzę baaardzo podejrzliwie, bo ilość kupy w tym podgatunku jest porażająca (więcej kupy jest chyba tylko w paranormal romance). Jakoś Raduchowska nie chce napisać nic dla mnie :D
Jak by co to wysłałam maila.
UsuńNa razie chyba nie napisze, bo na razie pisze kolejny tom o Idzie. Ale powiem Ci, że tom drugi właśnie jest dużo mniej heheszkowy. Jakieś elementy są pociagnięte dalej, ale ona sama się przyznała, że w pierwszej części maskowała braki warsztatowe żartem.
Dokładnie tego się spodziewałam po tej antologii, ależ się cieszę, że nie zmarnowałam na nią czasu! I zdecydowanie odradzam książki Marty Krajewskiej - koło dobrej fabuły to one nawet przez chwilę nie leżały...
OdpowiedzUsuńCóż, przynajmniej komuś komuś pomogłam. XD Na ten moment nie planuje się z nią bliżej zapoznawać, bo mam ci czytać, ale też czasem po prostu chce sprawdzić kogoś nowego. Także to się zobaczy.
UsuńSkreślam za sam zbiór opowiadań. Do tego takie, które praktycznie się powtarzają? Nie dzięki...
OdpowiedzUsuńEj, ale antologię naprawdę czasem warto sprawdzić. To klasyczna dla fantastyki forma.
Usuń