wtorek, 25 stycznia 2022

Magia i stal: to nie wyglądało na książkę dla dzieci!


Molly ma 12 lat, wymagającą matkę, kochającego ojca i wielką pasję do maszyn, z których słynie Imperium. Gdy odnajduje w sobie magię, wie, że w rodzinnym państwie nie ma dla niej miejsca. Chcąc uratować swoją rodzinę, planuje ucieczkę.


Przyznam, że jest to nieco irytującem gdy wygląd książki nie sugeruje tego, czym dany tytuł jest. „Magia i stal” to powieść raczej dla młodszej młodzieży, czego po okładce kompletnie nie widać. To zaś pewnie częściowo przyczyniło się do jej małej popularności, a także trochę niższych ocen, bo po prostu to nie jest powieść, z której dojrzały czytelnik będzie w pełni zadowolony. Sama sięgałam po nią, jako po potencjalnie ciekawy, rosyjski steampunk. Dostałam zaś całkiem interesującą, ale mimo wszystko prostą w konstrukcji powieść dla dzieci. Jej autorem jest Nik Pierumow, rosyjski pisarz, który zdobył w swoim kraju wiele nagród, a od końca XX wieku mieszka w USA.

Magia i stal
Nik Pierumow
wyd. Akurat, 2018
Blackwater, t. 1

Dość długo byłam przekonana, że Molly szybko dorośnie. Że gdy trafi tam, gdzie ma trafić, autor zrobi czasowy przeskok i okaże się, że jest to jednak książka dla starszego czytelnika. Głównie za sprawą języka, który jest wprawdzie bardzo lekki, ale nie infantylny. Nie ma w sobie tego czegoś, co zwykle powieści dla tego targetu mają. Jest w nim na tyle powagi, że naprawdę długo wydawało mi się, że bohaterka dorośnie.

Niestety, to się nie dzieje i w gruncie rzeczy dostajemy powieść, która jest wstępem do kolejnej. Molly ucieka, zdobywa przyjaciół, uczy się i tak naprawdę dopiero na samym końcu powieści jest bohaterką dojrzałą na tyle, aby cokolwiek w tej fabule samodzielnie zdziałać. Nie mam nic przeciwko, ale gdyby autor zrobił przeskok 3-4 lat to już w drugiej połowie książki Molly mogłaby stać się po prostu istotniejszą postacią.

Przyznaję, że jest coś ciekawego w świecie wykreowanym przez Pierumowa. Nie jest on może bezbłędny, ale wyjaśnienie, czemu Imperium Brytyjskie oraz Rosja są tak blisko siebie i tak różnią się od tych faktycznych jest całkiem intereusjące. Może nie najmądrzej wyjaśnione, ale wystarczająco, bym mogła to po prostu kupić. Inaczej niż w przypadku innej powieści dla podobnego targetu, czyli „Zabójczych marzyn”. Jednocześnie mimo w miarę ciekawego świata, autor tworzy prostą fabułę, której zakończenie dla dorosłego czytelnika szybko stanie się jasne.

Bohaterowie tej powieści są stosunkowo sztampowi, prosto napisani i prowadzeni, ale to po prostu adekwatny poziom do tej historii, jej targetu i skomplikowania. Jeśli zaś chodzi o stempunkową duszę tej książki to choć ona tu jest, to nie jest to mój ulubiony klimat tego typu powieści, ale to jest już sprawa dość indywidualna. Tak naprawdę para i maszyny występują w największym stężeniu na pierwszych 170 stronach, potem autor trochę jakby o tym zapomina.

W ogóle te pierwsze 170 stron to chyba najciekawszy element powieści. Później w moim odczuciu wjeżdża zupełna sztampa (szkolenie Molly), która mnie po prostu nudziła.

Choć nie jest to nic wyjątkowego, to wydaje mi się, że nie jeden czytelnik, zwłaszcza młodszy, dobrze bawiłby się przy tej lekturze, a o to przecież chodzi. Niestety, ta historia nie zdobyła szczególnego rozgłosu przy premierze i dziś mało kto o niej pamięta. A szkoda, bo naprawdę dużo słabsze i mniej interesujące rzeczy zdobywają obecnie olbrzymią popularność.



1 komentarz:

  1. Chciałam kiedyś przeczytać, ale nigdzie jej nie widziałam :)

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony