Lila rozstaje się w Kellem i tak trafia na statek dowodzony przez charyzmatycznego kapitana, Alucarda. W tym czasie jej przyjaciel wraz z bratem szykują się do magicznego turnieju, który rozegra się w stolicy ich królestwa.
Po „Zgromadzenie cieni” Schwab sięgnęłam zaraz po zbiorze opowiadań „Światy Dantego” Anny Kańtoch. Początkowo czułam, jakbym wpadła w przepaść. Chwilę wcześniej czytałam coś tak dobrze napisanego, że kilka słów wystarczało, abym miała ciarki, a tu nagle dostaje książkę napisaną prostym (jeśli nie prostackim) językiem, która wchodzi jak czytadło bez najmniejszych emocji, która sięga po najbardziej typowe schematy i ogółem ma wiele problemów typowych dla literatury młodzieżowej, którą się obecnie wydaje.
Zgromadzenie cieni V. E. Schwab wyd. Zysk i S-ka Cykl Odcienie magii, t. 2 |
Ostatecznie jednak udało mi się wciągnąć i koniec końców, była to całkiem przyjemna przygoda, niemniej w dalszym ciągu traktowana raczej jak czytadło, niż fantastyka wyższych lotów. V. E. Schwab ma parę dobrych pomysłów, ale mimo wszystko daleko jej do tej najlepszej fantastyki. Niestety.
Zacznijmy więc może od problemów tej książki, aby zakończyć na bardziej pozytywnej nucie. Po pierwsze Lila. Jak w tomie pierwszym nieszczególnie mnie drażniła, tak w tej części jej wady jakoś bardziej mnie kuły. To jest ta bohaterka, która MUSI się bić, pokazywać, że jest bardziej męska od mężczyzn, która musi się wplątywać w kłopoty, nawet jeśli to jest zupełnie irracjonalne. I tego po prostu jest zbyt dużo. Nie wierzę do końca w nią jako w charakter, bo po prostu jest zbyt przerysowana. Pomijam, że jej niechęć do gorsetów i kobiecych ubrań jest już po prostu nudnym i również nierealistycznym tropem.
Po drugie główna linia fabularna związana z prestiżowym turniejem. Oczywiście, że w powieści młodzieżowej musiała pojawić się tego typu rywalizacja i oczywiście, że jest nie od końca wiarygodna, a jeśli dodamy do tego [SPOILER?] Lilę, która w gruncie rzeczy bezkarnie przejmuje tożsamość jednego z magów, aby do owego turnieju dołączyć… no cóż, nie jestem w stanie w to uwierzyć. [KONIEC] Zresztą, całe opisy polityki u Schwab są dość naiwne i wyraźnie świadczą o targecie tej książki: ona po prostu jest napisana dla młodzieży i już.
Nie wiem czemu, ale nie przepadam również za relacją Kella z jego bratem. Coś mi w tym nie pasuje, wydaje się nienaturalne, jakoś tak mnie kuje w oczy. Acz nie znalazłam konkretnego powodu. Po prostu tak mam i to akurat może być wyłącznie moja preferencja.
Ale mimo wszystko ostatecznie się w tę opowieść wciągnęłam. Dlaczego? Może właśnie przez jej prostotę. Ostatnio czytałam, mimo wszystko, trochę trudniejszych książek, więc coś takiego było jak znalazł na rozluźnienie się. Poza tym zawsze bardzo kusi mnie wątek dwóch postaci, które krążą wokół siebie, choć z jakichś powodów nie do końca chcą/mogą się spotkać, a taki motyw się tu również pojawia. Coś jest też po prostu w tych relacjach stworzonych przez Schwab (poza Kellem i Rhysem), że w pewnym momencie po prostu przyłapałam się na tym, że chce je dalej śledzić. A mimo wszystko jestem czytelnikiem, który woli relacje od innych elementów powieści. Co ciekawe, mimo chęci obserwowania samych relacji, dalej nie jestem fanką większości charakterów. Ot, są. Te postacie nie ruszają mnie same w sobie. Emocje pojawiają się, dopiero gdy myślę o nich w kontekście wzajemnych interakcji.
Mam wrażenie, że ten tom był mniej kreatywny, niż pierwszy. Ale jednocześnie trochę czuję, że właśnie takiej powieści potrzebowałam, choć nie narzekałabym, gdyby Schwab bardziej swoje dzieło dopracowała, robiąc po prostu lepszy risercz i mniej bazując na znanych schematach i stereotypach.
Nie dawajcie szczeniakom książek do czytania, to kończy się źle |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.