Lark straciła swoją matkę, bo ta władała magią. Trauma sprawiła również, że dziewczynka przestała mówić. Mając dwadzieścia jeden lat, spotyka młodego króla, który zabiera ją w swoje progi jako zakładnika politycznego. Pomiędzy nią a władcą powoli rodzi się relacja, a dziewczyna zaczyna odkrywać tajemnice królestwa.
Słowo i miecz Amy Harmon wyd. Editio, 2018 Cykl Słowo i miecz, t. 1 |
Przygodę z twórczością Amy Harmon zaczęłam jeszcze w liceum i wtedy to przeczytałam jej „Prawo Mojżesza”, romans, który wówczas naprawdę mi się spodobał. Dlatego jej „Słowo i miecz” kusiło mnie od dawna, ale dopiero teraz udało mi się wcisnąć je w czytelniczy kalendarz. Jak wypadło? Całkiem sympatycznie, choć w moim odczuciu nie bez wad.
Zacznijmy od tego, że to powieść stworzona w ramach bardzo baśniowej konwencji. Magia jest raczej dość miękka, a polityka często naiwna. Król zaś jak na króla ma zaskakująco dużo czasu wolnego. Zamek, w którym Lark zaczyna mieszkać wygląda właśnie jak zamek z bajki Disneya, a nie jak twierdza z jakiejś „Pieśni lodu i ognia”. I to jest jak najbardziej w porządku, nie każde fantasy musi być realistyczną, polityczną rozgrywką.
Amy Harmon ma przy tym dość ładny, lekki, baśniowy język, chociaż zdarzają się w nim drobne zgrzyty. Poza tym autorka ani przez chwilę nie próbuje udawać, że to nie ma być romans, więc co jakiś czas dostajemy opisy tego, jak wyuzdanie wygląda król z bryczesami luźno opierającymi się na biodrach. Nie ma tego jednak jakoś nadmiernie dużo.
Główną wadą jest dla mnie jednak sama relacja pomiędzy bohaterami, z takim zastrzeżeniem, że może być to wyłącznie mój osobisty odbiór sytuacji. Mianowicie, moim zdaniem pomiędzy tymi postaciami nie ma partnerstwa. Miałam wrażenie, że Lark bezustannie się rozkazuje, odbiera możliwość jakiegokolwiek wyboru, że wszystkie decyzje są podejmowane ponad nią, a ona nie ma na nic wpływu. I choć momentami próbuje się przed tym buntować, to koniec końców za każdym razem przegrywa. Czasem w końcu się z tym wszystkim zgadzając, a czasem wyłącznie się godząc. Z jednej strony jak najbardziej pasuje to do konwencji, ale z drugiej… no nie podobają mi się tego typu relacje, cóż ja mogę poradzić.
Czy jest tu coś więcej poza baśniowym romansem osadzonym w świecie fantasy? Moim zdaniem nie bardzo. Tło fabularnie, jak na tego typu historie, jest przedstawione całkiem nieźle, ale nie ma w tym nic szczególnego. W końcu źle traktowanych ludzi z magicznymi umiejętnościami widzimy w bardzo wielu historiach tego typu. Kilka tajemnic królestwa, które Lark odkrywa w trakcie swojej historii, dodaje odrobiny smaczku, ale to byłoby chyba na tyle.
Tu warto dodać, że książka nie ma ani mocno rozpisanych scen erotycznych (są całkiem ładnie „urywane”, gdy coś się zaczyna dziać), ani jakiś szczególnie brutalnych opisów, więc osoby, które chcą tego w książkach unikać, mogą zwrócić na nią szczególną uwagę.
Koniec końców jestem z lektury w miarę zadowolona, dostrzegam umiejętności Amy Harmon, ale nie była to zdecydowanie książka mojego życia, do której będę wracać. Ot, czytadło fantasy, które mogę polecić, jeśli ktoś szuka czegoś lekkiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.