wtorek, 24 października 2023

Granty i smoki: obiecujący debiut


Cilgeran jest doktorantem na Uniwersytecie Wielkobohaterskim imienia Kelta Niezwyciężonego. Wraz ze swoim studentem, wiernym niziołkiem o imieniu Rorty Pragmeticbuck, podróżuje i wykonuje zadania godne bohatera, choć po prawdzie jest tylko teoretykiem pracującym po godzinach w bibliotece. 


Granty i smoki
Łukasz Kucharczyk
wyd. Pewne, 2022


Na „Granty i smoki” uwagę zwróciły mi nominację do Śląkfy, a następnie do sięgnięcia po lekturę popchnęła mnie nominacja do Zajdla. W końcu nie codziennie debiut i to na dodatek wydany raczej w mniejszym wydawnictwie zyskuje tyle nominacji, a jednak twórczość Łukasza Kucharczyka zwróciła uwagę fandomu. Czy słusznie? Po części owszem.

Choć książka została nominowana do Zajdla w kategorii „powieść”, swoją formułą jednak bardziej przypomina opowiadanie. Każdy z sześciu rozdziałów to inna historia Cilgerana i w gruncie rzeczy nie ma większego znaczenia w jakiej kolejności czytelnik będzie je poznawał. 

Tekst Kucharczyka jest przy tym jednym z tych, który bierze popularną w popkulturze historie (baśń, bardzo znaną powieść etc.), a następnie opowiada ją na nowo, osadzając ją w swoim świecie, z założenia zabawnym, przez występujące w nim absurdy. Nie jest to nic nowego, nawet na polskim rynku mamy trochę tego typu książek, ale to w dalszym ciągu coś, co można zrobić dobrze.

Te dwie rzeczy w połączeniu ze sporą wiedzą Kucharczyka i wydaje mi się – wielką słabością do gatunku, dają nam książkę, którą czyta się lekko i przyjemnie. Która nie traktuje siebie zbyt poważnie. Mam wrażenie, że dziś wielu osób właśnie takich lektur może szukać i naprawdę nie dziwię się, że zdobyła uznanie, przynajmniej w pewnym gronie (bo jednak jak na razie chyba poza środowisko fandomowe zbyt mocno nie wyszła). 

Jednocześnie nie powiedziałabym, że to powieść, która „zmiotła mnie z planszy”. Po pierwsze, mnie rzadko kiedy komedie doprowadzają do stanu zachwytu, jeśli chodzi o ich żart. To jednak bardzo indywidualna sprawa, więc być może akurat komuś styl i żart Kucharczyka będzie naprawdę odpowiadał. Po drugie jednak mam wrażenie, że jednak autorowi brakuje trochę umiejętności, jeśli chodzi o tworzenie gier słownych i kreatywnych nawiązań, które sprawiałyby, że oparte na żartach historie byłyby po prostu ciekawsze. Nie chodzi o to, że jest źle, a o to, że mogłoby być tu w tym względzie po prostu lepiej. 

Z tym wiąże się też fakt, że nawiązania autora do innych dzieł kultury, takich jak „Wiedzmin”, „Opowieści z Narnii” czy „Władca pierścieni” przypominają bardziej uderzanie czytelnika cegłą po głowie, a nie subtelne mrugnięcia okiem. Ponownie, być może komuś akurat takie podejście będzie odpowiadać, ale osobiście wolałabym tutaj nieco więcej wyczucia bądź nieco więcej oryginalnej fabuły, a mniej zabawy w komedię i nawiązania.

Czytając, nie mogłam też nie odnieść wrażenia, że „Granty i smoki” stoją dość blisko czytanej przeze mnie kilka lat temu powieści, która przeszła kompletnie bez echa – „Początek, koniec i hot-dogi” Kacpra Kotulaka. Mam wrażenie, że obydwie mają zbliżony klimat. Co zresztą jak najbardziej ma sens, zważając na to, że Kucharczyk i Kotulak nawet mają wspólnie napisane opowiadanie (którego jak na razie nie przeczytałam).

Wydaje mi się też, że to historia, która szczególnie spodoba się osobom aktualnie powiązanych z uczelnią. W końcu to przede wszystkim satyra właśnie na to środowisko, w związku z czym jeśli dopiero zaczynacie studia, czy też zaczynacie pracę na uniwersytecie, albo po prostu macie wielką nostalgię do czasów spędzonych na nauce to moim zdaniem jest szansa, że „Granty i smoki” naprawdę do Was przemówią.

Podsumowując, jeśli szukacie lekkiej książki, która nie jest zbyt długa i którą można wygodnie czytać, jeśli nie macie zbyt wiele czasu na lekturę (np. w komunikacji miejskiej), to „Granty i smoki” naprawdę się polecają. Porządnie napisanej rozrywki z serduchem w końcu nigdy nie za dużo i jakimś cudem zawsze zbyt szybko się kończy. Ale jeśli koniecznie chcecie od fantastyki czegoś więcej, bądź mieliście nadzieję, że to jest książka, która może powalczyć jakościowo z „Aglą” Radka Raka (czyli inną tegoroczną nominacją do Zajdla) to moim zdaniem to po prostu nie jest ta półka. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony