Lodowy
smok nigdy wcześniej nikomu nie dał się oswoić ani dotknąć. A jednak połączyła
go nić porozumienia z człowiekiem. Adara nie jest jednak zwykłą dziewczynką: to
dziecko zimy, które zawsze wydawało się bliskim zbyt opanowane i smutne jak na
swój wiek. Wkrótce sielskie życie rodziny przerywa zbliżająca się od południa
wojna.
Tytuł: Lodowy
Smok
Autor: George
R. R. Martin
Tłumaczenie: Michał
Jakuszewski
Liczba
stron: 110
Gatunek: high
fantasy, literatura dziecięca
Wydanie: Zysk
i S-ka, Poznań 2019
|
„Lodowy
smok” w pierwszej chwili łudząco może kojarzyć się z „Pieśnią Lodu i Ognia”
George’a R. R. Martina. Jednak jeśli spojrzymy w daty wydania to opowiadanie
czy też powieść dla dzieci ukazało się wcześniej od „Gry o tron”. Niemniej,
wydaje mi się, że ten tekst stworzył pewne podwaliny dla tej niezwykle znanej
sagi, bo niektóre elementy (takie jak smoki czy pory roku o różnych
długościach) w tych dwóch dziełach jak najbardziej się powtarzają.
Przyznam,
że nie do końca mam co omawiać, jeśli chodzi o samą treść. „Lodowy smok” to krótkie
opowiadanie, które jest raczej stosunkowo sztampowe. Jednocześnie nie do końca
rozumiem, do kogo jest kierowane. Niby dla dzieci, ale nie ma w sobie raczej
infantylności typowej dla młodszych czytelników. Dla dorosłego zaś to może być
krótki „zapychacz czasu”, bo treścią również raczej nie będzie powalać. Być
może sprawdzi się po prostu jako łącznik między dzieckiem, a rodzicem, który po
prostu chce pokazać swojego ulubionego autora latorośli. Niemniej, to tylko
moje spekulacje i szczerze mówiąc, chętnie dowiedziałabym się, jak dzieci
faktycznie na tę książkę reagują.
Niektóre
opowiadania są po prostu przepiękne. Zachwycają stylem, językiem czy dowcipem.
Jednak w przypadku „Lodowego smoka” po prostu nic szczególnie nie zwróciło
mojej uwagi. Historia przebiega w sposób bardzo sztampowy dla literatury fantasy.
Sam autor raczej nie ma wybitnego stylu. Martin pisze poprawnie językowo, ma dobry
warsztat i wspaniale budując świat, ale daleko jego twórczości do takiej, która
czaruje samym operowaniem słowem. W tym tekście nie ma ani wyjątkowego morału,
ani nagłego zwrotu akcji. Ot, to sympatyczna historia o magii i smokach, którą
przeczytać można, ale która w człowieku na dłużej nie zostaje. Przynajmniej w
moim odczuciu.
Trochę
inaczej sprawa ma się z samym wydaniem. Twarda oprawa i przepiękne ilustracje
robią wrażenie. Luis Royo stworzył detaliczne i efektowne grafiki, którym
cudownie jest się przyglądać. Mam jednak dwa małe zastrzeżenia co do tego
wydania. Po pierwsze, nie powiedziałabym, że to ilustracje książki dla dzieci. Są
piękne, ale na pewno nie nadają się dla najmłodszych, a i wiek wczesnoszkolny
to chyba jeszcze ciut za wcześnie. Mam wrażenie, że ich odbiorcą docelowym jest
raczej dorosły fan autora.
Druga
kwestia dotyczy samego układu graficznego. Odniosłam wrażenie, że nie zawsze
jest on dopracowany. Że często ilustracji jest za mało w stosunku do treści, że
w niektórych miejscach niepotrzebnie występują białe kartki i puste miejsca.
Być może nie dało się tego zrobić inaczej, niemniej – zwróciło moją uwagę.
Nie
zmienia to jednak faktu, że „Lodowy smok” to przepięknie wydana książka. Poleciłabym
ją jednak przede wszystkim fanom autora i osobom lubiącym ładne, fantastyczne
ilustracje. Czy jest to dobra książka dla dziecka? Z mojego (niedoświadczonego)
punkty widzenia: tak, o ile sam rodzic jest zainteresowany fantastyką i
najzwyczajniej w świecie wie, z czym to się je.
*
* *
Lodowy
smok przynosił na świat śmierć. Śmierć spokój i zimno.
Fragment „Lodowego Smoka” George’a R. R. Martina
Za możliwość przeczytana książki dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka!
Zastanawiałam się nad nią. Pieśni Lodu i Ognia nigdy nie skończyłam, a pewnie gdyby serial nie wyszedł to bym dokończyła, utknęłam na chyba czwartym tomie. A to mogłoby być fajnym przypomnieniem. Chyba. Ale nie dodałaś najważniejszego: smok gada?
OdpowiedzUsuńNie, smoki Martina raczej nie mają do tego tendencji. Niemniej, to nie jest opowieść ze świata "Pieśni lodu i ognia", więc przypomnienie to też raczej marne. ;)
UsuńWłaśnie słyszałam, że to są śliczności :) Szkoda, bo ostatnimi czasy odżegnuję się od papieru, a w e-booku sporo by straciło.
OdpowiedzUsuńNa pewno. Takie książki są raczej do trzymania na półce i przeglądania. Ale może jako ozdobnik kiedyś sobie sprawisz? :)
UsuńA ja ją kupiłam właśnie dla tej oprawy, bardzo mi się podoba <3 Ale historia też jest na swój sposób urocza, choć... zależy też od wrażliwości dziecka moim zdaniem czy powinniśmy mu ją czytać :D
OdpowiedzUsuńTak ogółem to ona jest bardzo ładna. ;) Może dlatego aż tak bardzo mam ochotę dopracować te detale, by było zupełnie perfekcyjnie.
UsuńNo to już leży w kwestii rodziców... Martin, mimo wszystko, nie jest pisarzem literatury dziecięcej i to czuć. XD