Domenic Jordan jeszcze nie do końca
pogodził się ze stratą bliskiej sobie osoby, a już stoją przed nim kolejne
zagadki, które musi rozwiązać. Zarówno te magiczne, jak i zwyczajne, ludzkie. W
końcu czasem najgorsze demony tkwią w człowieku, nie w potworach z innych
wymiarów.
„Diabeł w maszynie” jest trzecim i
przynajmniej na razie ostatnim tomem z cyklu Anny Kańtoch o Domenicu Jordanie.
I choć początek opowieści o tym bohaterze nie był szczególnie porywający, to
dwa kolejne tomy są kawałkiem naprawdę bardzo dobrej fantastyki z mocnymi,
kryminalnymi akcentami.
Diabeł w maszynie Anna Kańtoch wyd. Powergraph, 2019 Domenic Jordan, t. 3 |
O ile w tomie drugim autorka skupiała
się mocno na samym Domenicu i jego charakterystycznych cechach to w ostatniej części
skupia się już na zagadce. I w tej części fakt, że mamy do czynienia z
opowiadaniami coraz bardziej się zaciera. Choć każdy „rozdział” to odrębna
sprawa, pewne elementy się przenikają i łączą. Aby znaleźć pełną odpowiedź na
pytania nawet z poprzednich tomów, trzeba po prostu przeczytać całość. Zaryzykowałabym
stwierdzenie, że właściwe „Diabeł w maszynie” najzwyczajniej w świecie jest
powieścią, jednak taką, która udaje krótszą formę.
Kańtoch bawi się typowymi dla kryminałów
motywami, jednak w dalszym ciągu jest tu jednak raczej jak Doyle, a nie
Christie. To bohater oraz sposób narracji w dużej mierze „sprzedaje” te
opowieści, choć nie będę ukrywać – do samej fabuły historii też raczej wielkich
zarzutów nie mam. Opowiadania mają dobre puenty, są fajnymi miniaturami w
ramach większej całości, a przy okazji nie sprawiają wrażenia jedynie czystej rozrywki.
Mają w sobie typową dla Kańtoch klasę.
Ta autorka ma w swoim stylu coś pociągającego.
Jej tekstu czyta się doskonale. Wciągają i chcą być czytane (naprawdę, kończąc
książkę miałam zamiar przeczytać 5 stron… a przeczytałam wszystkie pozostałe
100). Ale jednocześnie nie brakuje u niej ani dobrego spojrzenia we wnętrze
bohatera, analizy otaczającego Jordana społeczeństwa, bystrych spostrzeżeń,
ładnych metafor. Przez to opisywany świat z jednej strony jest całkiem
wiarygodny, a postacie pełnokrwiste. Z drugiej zaś opowieści mają w sobie pewną
baśniowość, nawet jeśli nie ma w nich zbyt wiele magii.
Jedyny większy problem, jaki zaczęłam
zauważać, tyczy się kreacji świata przedstawionego. Mimo wszystko te realia są
trochę… niejasne. Rzecz dzieje się w Europie, ale przy tym – zdaje mi się – w
jakimś fikcyjnym państwie. Niby tu jest magia – ale nie jest właściwie do końca
sprecyzowana. To znaczy, rozumiem, że taki był pomysł i że magiczne moce są tu
raczej stworzone w bardzo „miękki” sposób, ale brak odpowiedniego zdefiniowania
ich może nieco przeszkadzać, gdy to one są głównym rozwiązaniem przedstawionej
w tekście zagadki.
Aby już więcej nie narzekać, muszę
dodać, że ten ostatni tom naprawdę dobrze spina całość. Choć z radością przygarnęłabym
więcej opowieści o Domenicu to jednocześnie te trzy książki stanowią spójną,
zamkniętą całość. Więcej tu po prostu nie potrzeba, a jeśli chciałabym czegoś
od Kańtoch związanego z jej detektywem to chyba wolałabym, by przepisała tom
pierwszy tak, by dorównywał jakościom kolejnym. Ale z drugiej strony, to
debiut. Niech będzie, jaki jest; przynajmniej dobrze świadczy o autorce, bo
dzięki niemu widać, jak bardzo się rozwinęła w trakcie swojej pisarskiej
kariery.
Rzecz jasna „Diabeł w maszynie” to nie są „Przedksiężycowi”. To znacznie łatwiejsza opowieść, zarówno jeśli chodzi o sam koncept, czy kreacje świata. Ale o ile klasyczny kryminał potrafi mnie nużyć, o tyle wmieszanie go do fantastyki, wraz ze świetnym bohaterem, to jest coś, czego chce. Zwłaszcza gdy robione jest tak, jak w tym przypadku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.