Rabo Karabekian, weteran wojenny oraz
malarz ekspresjonista, zaprzestał swojej pracy zawodowej. Żyje samotnie w domu
wraz z kucharką i jej nastoletnią córką. Podczas spaceru po plaży wpada jednak
na pewną kobietę, która namawia go do napisania autobiografii. Nowo poznana Circe
Berman bardzo chce poznać wielki sekret Rabo, który ten ukrywa przed światem:
co znajduje się w jego zamkniętej na cztery spusty stodole?
Kurt Vonnegut z jednej strony kusił mnie
już od dłuższego czasu, z drugiej zaś – klasyk amerykańskiej kultury brzmiał
niczym szkolna lektura, po którą człowiek nie ma ochoty sięgnąć, mimo że
powinien. W moje ręce wpadł zakupiony dość spontanicznie „Sinobrody” – książka
udająca autobiografię fikcyjnego malarza, nawiązująca do tytułowej, baśniowej
postaci.
Sinobrody Kurt Vonnegut wyd. Zysk i s-ka, 2020 |
Jak wielkim moim zdziwieniem było, gdy
odkryłam, że… to naprawdę przyjemna w lekturze książka. Pierwszoosobowa
narracja prowadzona jest trochę w formie „zagadki” – bohater stopniowo otwiera
się w swoim pisanym tekście, mówiąc coraz więcej o sobie, swojej przeszłości i teraźniejszości.
Jednocześnie tekst zapisany jest w krótkich fragmentach, w których przeplatają
się różne linie czasowe.
Przez to tekst wypada naprawdę
naturalnie i dość skutecznie udaje pamiętnik człowieka niekoniecznie bardzo
wprawionego w pisanie powieści jako takiej. Niemniej, nie ulega wątpliwości, że
Vonnegut to prawdziwy mistrz pióra. Mimo skoków w czasie prowadzi czytelnika
przez całość naprawdę płynnie. Na dodatek – co chyba najbardziej mnie
zaskoczyło – nie brakuje mu poczucia humoru.
W książce Vonnegut sięga po dość trudne
tematy. Rabo jest z pochodzenia Ormianinem. Jego rodzice w młodości przeżyli
olbrzymią tragedię, on sam również nie miał zbyt szczęśliwego dzieciństwa. Nie
łatwo było mu się wybić i spełniać swoje pasje jako malarz i rzadko wpadał na
dobrych ludzi. Całe 8 lat swojego życia spędził w wojsku, w czasach II wojny
światowej. Autor wykorzystuje te przeżycia swojego bohatera, poddając analizie
różne rodzaje ludzkich relacji, czy traumę.
Nie da się jednak ukryć, że fabuła jako taka odkrywa w tej historii drugorzędne znaczenie. Istotniejsze są w moim odczuciu błyskotliwe przemyślenia. Obstawiam także, że roi się tu też do nawiązań do faktycznych twórców ekspresjonizmu (Rabo i wiele innych postaci w książce to bohaterowie fikcyjne), ale przyznaję – o malarstwie wiem nic, więc w tym względzie niewiele było mi dane wynieść. A ja mimo wszystko jestem raczej czytelnikiem literatury gatunkowej, nie „pięknej”, zaś z tą historią nie byłam w stanie się wystarczająco utożsamić, aby przepaść na dobre.
Nie będę jednak oszukiwać – styl Vonneguta jest naprawdę bardzo dobry i chętnie sięgnę po inne jego dzieła. „Sinobrody” to kawał dobrej literatury, tylko po prostu nie do końca dla mnie. Cieszę się, że ją mam i cieszę się, że mogłam ją poznać, bo to tytuł, który świetnie pokazuje, jak w intrygujący sposób można przedstawić bohatera oraz wprowadzić czytelnika w jego opowieść.
W ogóle nie planowałam sięgać po książki Vonneguta, choć zainteresowanie jego dziełami jest widoczne wśród czytelników, zwłaszcza starszego pokolenia. Zaintrygowało mnie, że masz tak dobre odczucia po lekturze. Może dam szansę temu amerykańskiemu pisarzowi :)
OdpowiedzUsuń