źródło |
Uwaga, post może zawierać spoilery z książki i filmu 50 twarzy Greya oraz z książki Przebudzenie Śpiącej Królewny Rice.
Kolejny post, w którym mam zamiar podzielić się z Wami moim zdaniem o książce, ale niebędący pełną recenzją, bo zbyt dawno ją czytałam, trochę tak, jak zrobiłam z Igrzyskami Śmierci ;) Ci, którzy trochę mnie znają, dobrze wiedzą, że w książkach pokroju 50 twarzy Greya zdecydowanie nie gustuje, ale jednak, sięgnęłam po nią już jakiś czas temu. Powód? Dużo ludzi zna i czyta, to może i ja powinnam się zapoznać, szczególnie, że to ponoć tak złe, że aż śmieszne.
źródło |
Jak możecie się domyślać, dostałam dokładnie to, czego się spodziewałam - literaturę śmieszną w swoim amatorskim stylu. Ale przy tym poczułam się nieco zaskoczona. Hej, to miał być sam seks. Samo BDSM. A ja poza fantazjami zboczonej czternastolatki nic takiego ciekawego tam nie zobaczyłam. Dostałam kiepsko wykreowanych bohaterów, słabe scenki erotyczne (oraz wewnętrzną boginię panny Steel) i coś, co w ogóle nie powinno przejść przez korektę.
Zdecydowanie, E. L. James to kobieta, która w trakcie pisania tegoż dzieła nie tylko miała warsztat pisarski w podstawówce, ale przy tym niezłe problemy na tle seksualnym i wcale nie przez fetysz na BDSM, co uważam za... dość zwykłe? W końcu każdy jakieś swoje dziwactwa ma, na tle seksualnym w szczelności.
W każdym razie książka wzbudziła we mnie nieco instynktu badawczego. Pomijam już, że zainteresowałam się tym, jak wyglądają tego typu zabawy w rzeczywistości, aby mieć z czym porównywać scenki z Greya (które zupełnie z nią się, oczywiście, rozminęły, także serio, pornos z tej książki słabiutki), to jeszcze słysząc że pani Rice napisała książkę będącą wręcz czymś doskonałym dla fanów BDSM - sięgnęłam po nią, by ogarnąć nieco temat i mieć z czym powieść James porównywać.
Mowa o Przebudzeniu Śpiącej Królewny Rice.
Zabrałam się za to... i cóż.... tak. Dostałam BDSM w właściwie czystej formie. Książa ta przypomina swoją formą bardziej sen, niż powieść. Jest cholernie irracjonalna. Obserwujemy księcia, który przebudza Śpiącą Królewną podczas stosunku seksualnego i w ramach odpłaty robi z niej swoją niewolnicę, zmuszając do chorych czynności. I tak, to jest BDSM. To jest seks w czystej postaci, nie Grey. I choć to bardzo słaba książka jeśli spojrzymy na nią w sposób obiektywny (zero postaci, zero fabuły, zero sensu), to jeśli chodzi o pornos w wersji książkowej... jestem na tak. Choć nie powiem, w niektórych chwilach nie wiedziałam, czy mam się z tego śmiać, czy płakać. Szkoda tylko, że panie, którym powieść James się spodobała, tą historię zapewne skrytykują na całej powierzchni, bo jak to tak, gdzie uczucia?! Gdzie szacunek do drugiej osoby?! LUDZIE KOCHANI... w czystym BDSM nie chodzi o uczucia (chyba, że o te dot. uniesień) i szacunek. A Wy macie ponoć na jego punkcie fantazje dzięki tej książce tak...?
Oczywiście, w przypadku braku uczuć i szacunku mówię o tym, co chciała zrobić Anastasia Steel - przecież ona chciała po prostu, by Christian ją przeleciał. A że ponoć potem się zakochała, to inna sprawa. I tak, gotowa była oddać za to swój kobiecy honor... a że była na to za słaba, to cóż poradzić?
A potem przyszedł film...
Nie miałam go w planach, ale któregoś wieczoru nudziło mi się dostatecznie, aby go włączyć. Oglądałam go gdzieś do połowy, później przewijałam go, by tylko mniej więcej wiedzieć, jak wygląda.
Załamałam się jeszcze bardziej. To ponoć miało być soft porno, czy coś, a w sumie... nie pamiętam nawet, by tam porządnie pokazali sam stosunek. Teoretycznie to te elementy powinny sprawić, że film jakoś miał wyglądać, a ostatecznie całość wyszła po prostu tragicznie. Aktorstwo, scenariusz, oddanie powieści... to wszystko totalnie leżało. Ale biorąc pod uwagę, że film z reguły jest gorszy od książki, to nie ma się co dziwić temu, co wyszło z tego wszystkiego.
Jak to ja, nie hejtuje tych, którzy to oglądają/czytają i uwielbiają. Mogę się jedynie cicho pośmiać, gdy ktoś za bardzo publicznie te dzieła wychwala, niemniej, tak obiektywnie patrząc, 50 twarzy Greya to po prostu książka, która trafiła w dobre miejsce i czas. Prosty styl sprawia, że nawet nieczytający ją pojmie, a tego typu seks to zakazany owoc przyciągający grzeczne dziewczynki jak magnes.Jedyne, co mnie w tym wszystkim smuci, to kobiety, które sięgają po to, by się dowartościować, mając problemy na tle seksualnym... Ale kto co lubi, prawda?
źródło |
Kiedy czytałam porządne recenzje tej książki i tam narzekali na to samo co Ty, stwierdziłam, że nie będę płacić za tę torturę i zrezygnowałam zupełnie z jej kupna czy też wypożyczenia. Wolę poświęcić czas na książki i filmy, które naprawdę mnie interesują, a nie na papkę, którą wciska opinia publiczna.
OdpowiedzUsuńNie ma co sięgać po nic, jeśli nie czuje się takiej potrzeby ;D Ja po prostu miałam w tamtym czasie tonę osób wokół, które się tym zachwycały i uznałam, że... może być śmiesznie. I trochę było ;D
UsuńZgadzam się i nie mogę uwierzyć jak komuś może się to podobać, bo to jest po prostu tak kiepsko napisane :( Pełno błędów logicznych i nie tylko... Kij z tą historią, ale sama ta książka chyba nie przeszła przez żadną korektę.
OdpowiedzUsuńKiedyś bardzo chciałam przeczytać całą trylogię, ale po przeczytaniu fragmentu doszłam do wniosku, że nie dam rady jej dokończyć :)
OdpowiedzUsuńksiążkowej wewnętrznej bogini nie trawię, w formie filmowej dało się wytrzymać te dwie godziny. zainteresowałaś mnie tą drugą książką ;)
OdpowiedzUsuńFilm często łatwiej wytrzymać, bo... jest krótszy i wymaga mniejszego skupienia ;P Przynajmniej u siebie to zauważyłam.
UsuńI cieszę się w takim razie :)
Film obejrzałam na prośbę przyjaciółki i po nim wiedziałam, że z pewnością po książkę nie sięgnę. Cała fabuła opierała się na kłótniach, godzeniu i seksie. Był to jeden z najgorszych filmów jakie oglądałam i jego jedynym plusem była muzyka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://sunny-snowflake.blogspot.com/