Alicja musiała uciekać z Miasta. Wraz z Topornikiem wyruszyła więc w poszukiwaniu jego dawno zaginionej córki. Wkrótce trafiają do magicznej krainy, w której rządzi okrutna Biała Królowa.
„Alicja” była dla mnie kompletnie pozytywnym zaskoczeniem. Książka, po której nie spodziewałam się niczego, okazała się baśniowo-oniryczną przygodą, z całkowicie satysfakcjonującym mnie zakończeniem (chociaż chyba jestem w mniejszości), a samo wydanie Vespera bardzo mnie do tego wydawcy przekonało. Nie mogło więc być inaczej. Kontynuacja, czyli „Czerwona królowa” musiała pojawić się na mojej półce.
| Czerwona Królowa Christina Henry wyd. Vesper, 2021 The Chronicles of Alice, t. 2 |
Pierwsze recenzje nie były jednak zbyt pozytywne i obawiałam się, że Christina Henry tym razem mnie zawiedzie. Na szczęście przy lekturze bawiłam się dobrze, choć nie przeczę, kontynuacja wydaje mi się słabsza od tomu pierwszego.
W dalszym ciągu uwielbiam klimat tej powieści. Jest baśniowy, mroczny, lekki i niby brutalny, ale nie do końca. Henry przenosi nas do świata pełnego zaczarowanych istot, krwiożerczych i całkiem przyjaznych olbrzymów oraz miast, w których jedzenie po prostu się pojawia. Ponadto, jak nie przepadam z Kotem z Cheshire z animacji, tak w tej wersji zyskuje do niego coraz większą sympatię.
To sprawiło, że ja po prostu bawiłam się w trakcie lektury dobrze i gdybym była zupełnie zwyczajnym czytelnikiem, po prostu polecałabym ją dalej. Jednak skoro już mam o książce w miarę obiektywnie opowiedzieć, to przyda się tutaj wyłożenie jej wad, które potencjalnie innego czytelnika mogą odstraszyć.
Zacznijmy od tego, że choć Vesper wydaje grozę/horror i tak też na przykład Lubimy Czytać kwalifikuje tę książkę, to absolutnie nie jest powieść z tego podgatunku. To przede wszystkim przygodowe high fantasy i to na dodatek powieść drogi. Co prawda z nurtu dark, ale to nie zmienia faktu, że absolutnie nie jest to horror.
Kolejną kwestią jest to, że fabuła w drugim tomie znacznie bardziej się rozmywa. To nie jest długa książka, a właściwie pierwsza połowa jest po prostu drogą Alicji bez żadnych większych zaskoczeń. Oczywiście z czasem fabuła się rozkręca, ale dalej pozostaje mniej konkretna, a więc mniej wciągająca.
Ważne jest też to, że tytułowej bohaterki nie ma w tej historii zbyt dużo. Pojawia się na samym końcu i jest tylko dodatkiem. To historia Alicji, a nie jej.
Niemniej, znów podoba mi się zakończenie Henry. Jest słodko-gorzkie i dalej pozostaje baśniowe tak jak w tomie pierwszym. Ale tu warto pamiętać, że ogółowi czytelników raczej się nie podobało.
„Czerwona królowa” nie jest powieścią, która wnosi do gatunku coś szczególnie nowego. To baśniowa historia, dość skrótowa w swojej formie. Przez to raczej jest czytadełkiem na jeden wieczór, niż czymś, co zostanie w pamięci na dłużej, tak jak zrobił to pierwszy tom. Nie zmienia to faktu, że mi się ją naprawdę dobrze czytało, a to nie jest wcale takie częste w przypadku zagranicznej fantastyki rozrywkowej, która nomen omen jest w sporej mierze targetowana do nastoletniego odbiorcy. Także podsumowując: ja lubię. Inni kompletnie nie muszą, ale polecać tę historię będę dalej.
Slyszałam dużo dobrego i na pewno w końcu przeczytam! Co prawda ja osobiście Alicji w Krainie Czarów nigdy nie lubiłam, ale mam nadzieję, że ta pozycja trochę dla mnie odczaruje ten świat.
OdpowiedzUsuń