środa, 8 kwietnia 2020

Haul książkowy + trochę dziennik


Kwarantanna trwa w najlepsze. Ja chwilowo „utknęłam” w domu rodzinnym, z tylko kilkoma książkami w zanadrzu. To znaczy – mam tu swoje zbiory, ale wzięłam ze sobą zaledwie kilka pozycji do przeczytania. W związku z tym musiałam poczynić małe zakupy, by mieć co robić w razie czego.
Więc… cóż, poczyniłam największe z zakupów książkowych od dawna. W moje ręce trafiło w sumie jedenaście książek, z czego jednej na zdjęciu nie ma, bo po prostu przyszła dzień później. Siedem z nich to rzeczy używane, w większości w całkiem niezłym stanie, z jednym wyjątkiem. Pozostałe cztery to nowe książki, bo cóż, kolekcje trzeba zbierać!



Co do mnie przyszło?


· „Co to jest fantastyka naukowa”, Julij Kagarlicki – używana pozycja z lat 80. Ponieważ piszę pracę magisterską na fantastyczny temat, może mi się przydać jako obiekt badawczy.
· „Opowieść piasków” tomy 1-2, Krzysztof Piskorski – dwa używane, pobliblioteczne tomy, bo w księgarniach ich już praktycznie nie ma. Od dawna chciałam się zapoznać z kolejnymi książki Piskorskiego, a że pisać na razie nie będzie to mam zamiar poznać jego starszą twórczość.
·  „List Pożegnalny” i „Feniks”, Janusz A. Zajdel – pierwsze wydania z lat 80. takiego autora po prostu mają dla mnie wartość sentymentalną. A że na razie znam tylko jego powieści to i z opowiadaniami chętnie się zapoznam.
·  „Smoczy jeździec”, Cornelia Funke – używana książka w najgorszym stanie; twarda oprawa po prostu się rozkleiła. Ale nie ma tego złego! Przeczytać przeczytam. I sprawdzę swoją pamięć, bo kojarzę, że autorka nieźle dawała sobie radę w światotworzeniu, mimo że jej twórczość skierowana jest dl młodzieży.
·  „W stronę życia”, Pearl S. Buck – używana, choć wcale na taką nie wygląda! Autorkę kolekcjonuję, bardziej dla własnej satysfakcji, niż z powodu jej wielkiego uwielbienia. Niemniej, przeczytam chętnie.
· „The Expanse”, t. 5-6, James S. A. Corey – jak wiecie, po prostu lubię tę serię. I absolutnie uwielbiam te wydania Maga. Po prostu kolekcjonuje dalej, by cała seria mogła pięknie prezentować się na półce. Oczywiście, czytać też będę!
· „Przedksiężycowi t. 1”, Anna Kańtoch – to chyba jedna z nielicznych polskich autorek, która wydaje regularnie, jest ceniona, a ja jeszcze niczego od niej nie czytałam. No, prawie niczego; lata temu poznałam jedno z jej opowiadań, ale pamiętam je jak przez mgłę. W każdym razie, czas się z nią zapoznać i liczę, że się nie zawiodę.
·   Martwy sezon”, Aneta Jadowska – to ta książka, której nie ma na zdjęciu. Okazało się, że jestem słabym człowiekiem. Ta powieść jest kontynuacją „Trupa na plaży”, który był przyjemny, ale raczej nie wybitny. I nie czuje wielkiej presji, by czytać tę serię dalej. Ale wiecie, była promocja, będzie ładnie wyglądać na półce, SQN ogółem po prostu lubię i tak jakoś… powieść trafiła do koszyka. Przypadkiem zupełnie!

Trochę tego jest, choć mam nadzieje, że czytanie pójdzie mi raczej szybko. To w większości nie są bardzo długie lub ciężkie książki.
Poza tym wiecie jaki jest mój największy ból kwarantanny? Chciałam czytać Wegnera. I nawet go ze sobą wzięłam… Tyle tylko, że chwyciłam za zły tom i nie mam jak się za niego porządnie zabrać.

Kot w naturalnym, alkoholowo-pudełkowym środowisku. Bo nikt nie będzie mówił Kotu, że ma spać w posłaniu ze sklepu, jak Kot nie chce.

Jeśli chodzi o inne, nie-książkowe sprawy… cóż, sytuacja w kraju nie jest prosta, ale mam to szczęście, że jeszcze studiuje (czyli tak czy siak jestem częściowo na „cudzym” utrzymaniu) i przy okazji jestem na wsi. Mam więc ogródek i zwierzaczki, na dodatek jestem rasowym introwertykiem. Właściwie całkiem mi dobrze z tym, że nikt nie próbuje mnie wyganiać z domu. A pieski, kotki, owieczki i papużki mogę głaskać, mi to generalnie po prostu wystarcza. I uwaga, tak – „kotki”! Ten zwierzak na zdjęciu powyżej to Rota, zwana też Kotem bądź Nieruszajtegodługopisu. Jest stworzeniem przypadkowo domowym, wychowanym gdzieś na klatce schodowej. Wprosiła się w łaski łaszeniem podczas pobytu u weterynarza, przybyła do domu i nagle okazało się, że wcale miziać się nie chce. Ale za to poluje. Na wszystko co się rusza. Jej własny ogon też się rusza, więc na niego też trzeba polować. Jest kociakiem z motorkiem w czterech literach, który jest wszędzie tam, gdzie ludzie, choć lepiej na odległość. Niemniej, nie ma w sobie agresji czy wredności. Jak człowiek chce podnieść czy trzymać to może, byle nie zbyt długo bo się Kot zaczyna wyrywać.


Problemem oczywiście, są papugi. Których tu zazwyczaj nie ma,  które przyjechały wraz ze mną. Także generalnie mają areszt pokojowy, chyba że Kot zostaje zamknięty. Niestety, to małe ptaki i Rota bardzo łatwo mogłaby im zrobić krzywdę. A na zdjęciu tyranosaurus Iorwreth na drzewie, które dostały w ramach rekompensaty za małą, „tymczasową” (bo kto wie, ile ten tymczas teraz potrwa) klatkę.

9 komentarzy:

  1. Magdalena Podkalicka8 kwietnia 2020 23:21

    Ja póki co przygotowywuję się do matury i jestem w trakcie czytania,, Przeminęło z wiatrem". Pozdrawiam ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, widzę dwie pozycje, które zdecydowanie polecam. „Opowieść piasków” to klasyczne fantasy, ale fajnie się czyta (szkoda, że w trzech tomach, bo to właściwie jedna długa powieść, która w jednotomowym wydaniu i w normalnym formacie powinna mieć jakiś 900 stron).

    Przedksiężycowych zdecydowanie warto przeczytać na raz - całą trylogię.

    Co do stosunków między kotami i ich ogonami, mam hipotezę: kot nie rozumie, że ogon jest częścią kota - myśli, że to śledzący go prześladowca :D Mój Maurycy potrafi nawet z pół godziny poświecić na polowanie na własny ogon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczęłam już sobie poczytywać tego Piskorskiego i zapowiada się dobrze, choć klimat jest taki całkiem... gęsty, powiedziałabym. Rozumiem, że takie było założenie, ale jeszcze się nie zdecydowałam, czy mi to w pełni odpowiada.
      Raczej nie dam rady poznać całości na raz, skoro mam tylko tom pierwszy, ale cóż, poczekamy zobaczymy. Wolę nie kupować całej serii na raz, bo to czasem źle się kończy.

      A o ogon w sumie trochę się obawiamy, bo przynajmniej u psów to bywa bardzo niebezpieczne. Znam (i moja rodzina też zna, sprawa była w jednej z znajomych hodowli) przypadek owczarka niemieckiego, który ogon sobie praktycznie wygryzł, bo próbował się nim bawić. :/ W pewnym momencie robi się z tego nerwica natręctw z której ciężko wyjść. No ale kot to nie pies.

      Usuń
    2. Jeśli pies sobie wygryzł ogon, to była autoagresja - albo spowodowana nerwicą czy psią depresją, albo świądem (wywołanym przez świerzb, atopowe zapalenie skóry, alergię itp.).

      A koty chyba są gupie (no ile rozumu zmieści się w takiej malej czaszce :D) i nie rozumiom, że ogon jest też kotem :D (błędy zamierzone - bo zaraz ktoś będzie hejtował).

      Usuń
    3. W przypadku tamtego psa problemem była nadmierna energia i chęć "myślenia", której od hodowcy (który psów ma więcej, niż 1-2) po prostu nie dostawał. Wiem, że potem trafił mu się dom u kogoś, kto miał czas, by ze zwierzakiem pracować. To teoretycznie powinno pomóc, ale z tego się w końcu robi nawyk, więc trudno "wyleczyć". Niemniej, nie mam pojęcia jak historia dalej się potoczyła, bo odeszliśmy od hodowli owczarków, więc i kontakty się urwały.

      Usuń
  3. Z tym Wagnerem to prawdziwa tragedia. ;)
    I trochę zazdroszczę towarzystwa. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama sobie zazdroszczę... dopóki nie przychodzi po tym sprzątać. XD

      Usuń
  4. Piękne zbiory :) Zaciekawiła mnie ta pierwsza pozycja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Dam znać, jak ją sprawdzę, czy warto po to sięgać. ;)

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony