niedziela, 5 września 2021

Uczeń skrytobójcy: sympatyczny, ale nie rewolucyjny


Bastard wychowuje się na dworze królewskim jako bękart księcia Rycerskiego. Jego pochodzenie oznacza, że musi być w pełni posłuszny swojemu władcy. Ten postanawia wyszkolić chłopca na skrytobójcę. Bastard początkowo nie jest tym zachwycony, jednak życie nie pozostawia mu wyboru. Opiekujący się nim stajenny szybko zauważa, że chłopiec przejawia magiczne zdolności.

 

Uczeń skrytobójcy
Robin Hobb
wyd. Mag, 2014
Skrytobójca, t. 1

Nie znam dobrze twórczości Robin Hobb, ale mam do niej pewną słabość. Jeszcze w gimnazjum udało mi się kupić kilka losowych tomów jej serii o żywostatkach i choć wiele z tego wówczas nie zrozumiałam to sama autorka cały czas mnie prześladowała. Dlatego w końcu „Uczeń skrytobójcy”, pierwszy tom chyba jej najbardziej znanego cyklu, pojawił się na mojej półce. To popularna książka, na dodatek z założenia nieco młodzieżowa (z powodu wieku bohatera), dlatego miałam przed jej lekturą drobny lęk. Jak się jednak okazało, kompletnie niepotrzebnie.

Może i „Uczeń skrytobójcy” nie jest czymś szczególnie przełomowym, ale na pewno jest po prostu sympatyczną lekturą. To fantasy, które ma w sobie – przynajmniej w moim odczuciu – sporo baśniowego klimatu. Nadają go między innymi imiona bohaterów, które odnoszą się zwykle do ich cech charakterów, albo pewne ogólne uproszczenia. Mimo wszystko to opowieść z dość jasnym podziałem na dobro i zło, a samo szkolenie skrytobójcy nie poraża swoim realizmem.

Mimo tego tę książkę po prostu dobrze się czyta. Szczególnie, że przecież „Uczeń skrytobójcy” jest napisany z perspektywy dorastającego chłopca. Może więc on po prostu pewnych zachowań dorosłych nie rozumieć i na swój sposób wszystko upraszczać. Mam podejrzenie, że owej „baśniowości” w kolejnych częściach właśnie z tego powodu może być mniej (bo Bastard stopniowo dorasta), ale o tym będę się musiała jeszcze przekonać.

Robin Hobb bez wątpienia ma naprawdę niezły warsztat. Bohaterowie drugoplanowi pojawiają się na kartach książki cyklicznie. Każdy z nich ma przypisane konkretne cechy charakteru i rolę do odegrania. Z jednej strony może to sprawiać nieco sztuczne wrażenie, ale z drugiej pasuje do tej nieco „baśniowej” konwencji, którą przyjęła autorka w trakcie pisania. Ponadto dzięki temu po prostu łatwiej śledzi się wszystkie wydarzenia, a postacie sprawiają wrażenie dobrze przemyślanych. Trochę tak, jak dzieje się to w „Opowieściach z meekhańskiego pogranicza” Wegnera.

Ciekawie wypadają relacje Bastarda z innymi postaciami, a magia polegająca na kontakcie umysłowym z psami jest w moim odczuciu czymś niezwykle sympatycznym. Lubię zwierzaki, a te czworonogi są dla mnie dość szczególne, dlatego po prostu czytanie o nich było czymś miłym.

Przyznaję, że to, co może trochę rozczarowywać, to samo zakończenie. Jest tak zwyczajne, jak tylko może być. Z drugiej jednak strony i ono jakoś wpasowuje się w klimat powieści, chociaż miałam nadzieję, że Hobb czymś mnie chociaż trochę zaskoczy.

„Uczeń skrytobójcy” był dla mnie miłym oderwaniem się od rzeczywistości. Nie uznałabym go w żadnym razie za książkę przełomową, ale przy tym nie dziwi mnie jego popularność. W końcu sympatycznego, ale porządnie zrobionego fantasy nie ma zbyt wiele i przynajmniej ja w poszukiwaniu właśnie tego typu pozycji najpierw muszę przyswoić całkiem sporo raczej kiepskich pozycji.


6 komentarzy:

  1. >Może i „Uczeń skrytobójcy” nie jest czymś szczególnie przełomowym<

    Nie każda książka musi być przełomowa i wnosić coś zupełnie nowego - czasami wystarczy zbudować dobrą opowieść ze znanych elementów. No i trzeba pamiętać, kiedy ta książka wyszła - 1995 rok, rok przed tym, jak Martin "Grą o tron" rzeczywiście zrewolucjonizował fantasy (tworząc nurt będący drugą - obok tolkienowskiego - nogą epic fantasy, sam to zwę historycyzującą fantasy).

    A co do tego cyklu Hobb, to nieodmiennie będę powtarzał: najlepszą jego odsłoną jest minipowieść "Powrót do domu" dwukrotnie u nas wydana w antologiach ("Legendy II" i "Epopeja. Legendy fantasy"). Przy czym ta minipowieść z podcyklami o Skrytobójcy i Błaźnie oraz o Kupcach i Żywostatkach łączy się jedynie światem, więc można czytać jako samostojkę.

    Mam nadzieję, że Mag będzie wydawał dalej cykl Hobb - wznowi Kupców i Żywostatki, wyda nam tetralogię "Rain Wild Chronicles" i dorzuci zbiór opowiadań i minipowieści (a liczba ich siedem :D).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, nie musi być, ale przy tym trudno się w sumie wstrzelić w stworzenie opowieści, która jednocześnie będzie dobra i "typowa". Ja na razie się troszeczkę boję kolejnych tomów, bo dochodzą do mnie bardzo mieszane opinie.

      Usuń
  2. WYgląda na dobrą książkę, nie od każdej oczekuję świeżości... z resztą, teraz coraz ciężej o przełom w literaturze. Większość historii jednak została już opowiedziana :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękne wydanie, to pierwsze, co rzuca mi się w oczy. A co treści, to chętnie bym przeczytała. Mimo rozczarowującego zakończenia. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Okay. Mam tą serię na liście, ale nigdy tak naprawdę nie wiedziałam, o czym to jest. Totalnie kupuje mnie więź z psami i teraz wiem, że musze to przeczytać :D. Skoro tak lubisz ten temat, to w Kronikach Żelaznego Druida Atticus porozumiewa się tak ze swoim psem! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, to wyszło tutaj i fajnie, podobało mi się, ale to też nie tak, że ja tego typu książek będę teraz szukać. Na razie probuje się wykopać z zaległości. xD

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony