W krainie pomiędzy króluje popiół i
kurz. Mieszkają w nim upiory i zmarli, zagubieni po śmierci. A on, samozwańczy
Charon, pomaga tym, którzy jeszcze zupełnie nie zwariowali w przeniesieniu się
do światła.
Tytuł: Popiół
i kurz. Czyli opowieść ze świata pomiędzy
Autor: Jarosław
Grzędowicz
Liczba
stron: 480
Gatunek: dark fantasy
Wydanie: SQN,
Kraków 2015
|
Nagrodzona
Zajdlem powieść Grzędowicza nie mogła nie pojawić się na mojej półce. Przed
zapoznaniem się z nią umyślnie unikałam wszelkiej maści spoilerów, dlatego
brałam się za nią właściwie zupełnie „na czysto”. I dobrze, bo dzięki temu ta
niedługa powieść była dla mnie naprawdę przyjemną odskocznią od rzeczywistości.
„Popiół
i kurz” oscyluje gdzieś pomiędzy dark, a urban fantasy. To dość mroczna
opowieść, chwilami przypominająca horror, choć mająca też w sobie elementy przygodówki,
czy kryminału. Większa część opowieści rozgrywa się w świecie Ppmiędzy, do
którego nasz główny bohater ma dostęp. To rzeczywistość pełna demonów i
upiorów, w której wszystko jest dziwne i w przerażający sposób karykaturalne.
Wszystko
rozpoczyna „prolog”, będący właściwie opowiadaniem Grzędowicza, czyli „Obol dla
Lilith”, wyjaśniający, jak mniej więcej działa świat przedstawiony. Już ono samo
w sobie zaciekawia i jest dobrą, zamkniętą całością.
Ponieważ
nie jest to długa książka, trudno tu mówić o wielowątkowości, jednak na pewno
ma kilka ciekawych wyjść fabularnych. Miałam też wrażenie, że autor łączy swoje
„uniwersa” – świat pomiędzy wydaje się wręcz idealnie pasować do „krainy”
wykreowanej w „Księdze jesiennych demonów”. Dlatego też jeśli spodobały się Wam
tamte opowiadania Grzędowicza to i „Popiół i kurz” będzie dobrym wyborem.
Ale
nie tylko! Fani „Pana lodowego ogrodu” też nie powinni narzekać, bo pod
względem stylu to właśnie do niego bliżej jest tej powieści. Grzędowicz posługuje
się tu raczej prostym stylem, unikając nadmiaru opisów. Wprawdzie
najsłynniejsza seria tego autora ma zdecydowanie lżejszy klimat, ale to nie
zmienia faktu, że właśnie sam styl pozostaje bardzo zbliżony.
Szczerze
mówiąc, nie przypominam sobie, jak nazywa się nasz główny bohater: wypowiada
się z pierwszej osoby i raczej sam siebie nie nazywa, a że jest człowiekiem stosunkowo
samotnym nie buduje tu też jakiś głębokich relacji. Jest jednak dobrym bohaterem, chyba trochę podobnym do Vuko ze wspomnianego już cyklu Grzędowicza: nie jest ideałem, ale to po prostu surowy facet z zasadami.
Wracając do relacji bohatera z innymi, w całości pojawia się
jedna, lecz choć jest ważna fabularnie to w gruncie rzeczy trwa zaledwie
chwilę. W końcu to krótka książka przepełniona akcją: wszystko dzieje się tu w
ciągu maksymalnie kilku dni.
Niemniej,
to kreatywna i po prostu porządnie skonstruowana historia. Wprawdzie nie
nadzwyczaj zaskakująca, ale na pewno warta zainteresowania. Jarosławowi
Grzędowiczowi nie brakuje wyobraźni i to zdecydowanie w tej powieści widać.
Wydanie,
jak na Fabrykę Słów przystało, ma bardzo dużą czcionkę, co mi zawsze u nich
trochę przeszkadza, poza tym nie wiem, kto wpadł na pomysł, by obić wnętrze pomarańczowym
kolorem, ale poza tym książka prezentuje się naprawdę nieźle, zwłaszcza w
komplecie z innymi książkami Grzędowicza. Jej okładka ma swój klimat (choć
trudno mi powiedzieć, w jaki sposób nawiązuje do treści, poza barwą), a ilustracje
wewnątrz dobrze dopełniają całość.
Jeśli
szukacie dość mrocznej, ale niedługiej i pełnej akcji książki fantasy – „Popiół
i kurz” jest dla Was. Nie jest to lektura nadzwyczaj ambitna, która zmieni
Wasze życie, ale w dalszym ciągu to książka dobrze napisana, która w końcu została
doceniona przez polski fandom. No i… Grzędowicza po prostu dobrze jest znać.
Dla swojej własnej świadomości oraz rozrywki, jaka płynie z czytania jego książek.
*
* *
Nie
ma bodaj nic gorszego niż dzwonek przeklętego aparatu w środku nocy. Nigdy nie
oznacza niczego dobrego. Nie mam pojęcia dlaczego, ale mieszkańcy tej planety
nigdy nie budzą cię telefonem, żeby powiedzieć, że wygrałeś milion dolarów,
odziedziczyłeś majątek, przyjmują cię do pracy albo nominują do nagrody. Lekarz
nie zadzwoni o trzeciej rano, żeby powiedzieć ci, że jednak jesteś zdrowy.
Takie rzeczy mogą poczekać. Natomiast żeby poinformować cię o tym, że ktoś z
twoich bliskich nie żyje, zostałeś zrujnoowany, deportowali cię do Mongolii,
coś spłonęło albo wybuchła zaraza, powiedzą ci natychmiast, będą dobijać się do
drzwi, wywloką z wanny, wyciągną z łóżka. Zupełnie jakby nie mogli znieść
myśli, że jeszcze przez kilka godzin będziesz żył normalnie i chcą ci zwalić
niebo na głowę bez najmniejszej zwłoki. Jedyne, co nie może poczekać do rana,
to właśnie te rzeczy, na które nic nie będziesz mógł poradzić.
Fragment
„Popiołu i kurzu” Jarosława Grzędowicza
Z wielką chęcią zapoznam się z tą książką, zwłaszcza, że nie czytałam nic autorstwa Grzędowicza, a jak mówisz-warto go znać. Myślę, że mroczny klimat tej pozycji całkowicie przypadnie mi do gustu, a sama fabuła wciągnie i zaciekawi od samego początku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło ♡♡
Autora niestety nie znam i myślę, że w najbliższym czasie nie zapoznam się z jego twórczością. Mroczne klimaty to nie dla mnie :/
OdpowiedzUsuńOstatnio rzadko sięgam po książki, ale wydaje się być bardzo fajna
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam tylko pierwszą część twojej recenzji, żeby uniknąć spoilerów. Wpisuje sobie tę książkę na listę do przeczytania i to koniecznie.
OdpowiedzUsuńAle tu spoilerów raczej nie znajdziesz :)
UsuńUwielbiam Grzędowicza, ale ten tytuł jakoś mi umknął, muszę nadrobić :)
OdpowiedzUsuńChyba się skuszę. Nie znam ale skoro jest dobra to dlaczego nie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://zksiazkanakanapie.blogspot.com
Nie do końca moja bajka, ale może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńTwórczość Grzędowicza od dawna za mną chodzi ;)
OdpowiedzUsuńJa najpierw mam w zamiarze przeczytać "Pana Lodowego Ogrodu" i ewentualnie wtedy wezmę się i za tę książkę. ;)
OdpowiedzUsuńCzasem lubię zagłębić się w takie klimaty...
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
OdpowiedzUsuń