300 lat przed tym, jak na Żelaznym
Tronie zasiadł Robert Baratheon, w Westeros rządziły smoki. Aegon Zdobywca zjednał
Siedem Królestw, razem ze swoimi siostrami-żonami dając początek potężnemu,
królewskiemu rodowi.
„Pieśń
lodu i ognia” Martina to dla mnie dość istotna seria: był taki czas (w okolicy 3
i 4 sezonu serialu), gdy codziennie rozmawiałam z kimś na jej temat.
Przeczytałam jednak tylko dwa tomy, uznając, że przeczytam całość, gdy ukaże
się już na półkach (znając fabułę właściwie całej sagi jeszcze przed
przeczytaniem). Jednak ponieważ akcja „Ognia i krwi” dzieje się przed „Grą o
tron” po prostu nie mogłam jej odpuścić. Nie wiem, czego się spodziewałam po
Martinie… ale chyba nie do końca tego, co dostałam.
George
R. R. Martin zdecydował się na opowiedzenie nam historii rodu Targaryenów w
formie kroniki. To sprawia, że forma książki nie przypomina powieści. Rozdziały
to pewne etapy w życiu Westeros; tekst naszpikowany jest nazwami własnymi, a
bohaterowie często nie pokazują swych charakterów, są za to opisywani słownie,
nie zawsze z poparciem tego na papierze. To sprawia, że choć „Ogień i krew”
jest prequelem to osoby niezainteresowane „Pieśnią lodu i ognia”, nie znające
wcześniej sagi choćby w niewielkim stopniu mogą się w tej książce po prostu nie
odnaleźć.
Sama
muszę przyznać, że… chyba jednak wolałabym dostać zbiór opowiadań, niż kronikę
właśnie. Najnowsza książka Martina to wprawdzie są dobre i często naprawdę
ciekawe historie, ale przez jej formę po prostu często nie da się nimi cieszyć
tak, jak w przypadku „zwykłej” książki. Jesteśmy jednak biernymi obserwatorami,
których część danych podawanych przez autora może nie interesować, nawet jeśli
jesteśmy wielkimi fanami jego świata. Zdaje sobie jednak sprawę, że jeśli autor
chciałby stworzyć z tego coś mocniej fabularyzowanego to pewnie musielibyśmy
czekać kolejne dwadzieścia lat na osiem tomów „Ognia i krwi”. Może to więc
lepsze, niż nic?
To
wszystko nie oznacza, że „Ogień i krew” jest pozycją trudną w przyswojeniu. Styl
autora należy jednak do tych prostszych. Nie znajdziecie tu mocnej stylizacji językowej.
Książka jest raczej prosta w odbiorze, zwłaszcza jak na tego typu formę.
Ponadto
trzeba też zwrócić uwagę na jej zdecydowanie piękne wydanie. Wewnątrz
znajdziemy naprawdę MASĘ przepięknych ilustracji: jest ich o wiele więcej, niż
przy standardowych książkach z jakimiś grafikami wewnątrz. To naprawdę coś, co
umila lekturę i sprawia, że „Ogień i krew” to świetna propozycja na prezent.
Niewątpliwie
celem istnienia „Ognia i krwi” jest poszerzenie uniwersum. Przedstawienie
dokładniej wątków, które możemy znać z głównej sagi oraz rozwinięcie postaci,
które były przedstawione choćby w „Świecie ognia i lodu”. W związku z tym to
naprawdę książka dla osób zaznajomionych z serią Martina, które od Westeros
chcą wracać tak wiele razy, jak tylko się da i które ten świat przedstawiony
traktują dość poważnie (co przy podejściu autora naprawdę nie jest trudne). To pod
tym względem naprawdę ciekawa pozycja, która zaspokoi tych, którzy szukają
faktów, a nie emocji.
Muszę
jednak odradzić sięgnięcie po „Ogień i krew” tym, którym albo nie spodobała się
główna saga, albo jeszcze się za nią nie zabrali: choć treść książki jest
prosta i raczej zrozumiała to bez emocjonalnego podejścia do Westeros raczej z
tego spotkania wiele dobrego nie wyniknie. Chyba że jesteście fanami właśnie
takiego dość suchego, kronikarskiego podejścia – wtedy może się okazać, że ta
książka jest strzałem w dziesiątkę.
*
* *
–
Twoi strażnicy są powolni i leniwi – skwitowała. – Mogłabym cię zabić z równą
łatwością, jak cię skaleczyłam. Potrzebujesz lepszych obrońców.
Krwawiący
z rany na policzku król nie miał innego wyjścia, jak się zgodzić.
Wielu
monarchów miało osobistych strażników. Królowa Visenya doszła do wniosku, że króla
Aegona, jako władcy Siedmiu Królestw, powinno strzec siedmiu obrońców. Tak
powstała Gwardia Królewska, gwardia złożona z siedmiu rycerzy, najlepszych w
Westeros i obleczonych w nieskazitelne białe zbroje oraz płaszcze.
Fragment
„Ognia i krwi. Tomu 1” Georgre’a
R. R. Martina
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Zysk i Sk-a!
Serię "Pieść lodu i ognia" skoczyłam jakieś 5 lat temu ( a właściwie te części, które są wydane). I szczerze mówiąc przy ostatnich tomach czułam się już przytłoczona tym światem. Myślę jednak, że teraz czytałoby mi się ją znacznie przyjemniej. Poza tym forma kroniki mi nie przeszkadza. Chyba nawet bardziej pasuje.
OdpowiedzUsuńLubię "Grę o tron", a "Ogień i krew" mam już na półce i pewnie niebawem przeczytam.
OdpowiedzUsuńDla fanów serii pewnie będzie to gratka i być może sięgną przez sam sentyment. Ja jednak na razie nie tęsknię za tym uniwersum, więc póki co odpuszczę, chociać moze kiedyś sie skuszę :)
OdpowiedzUsuńmrs-cholera.blogspot.com
Niestety, chociaż lubię główną sagę, to chyba taki kronikarski język mnie do siebie nie przekona :( Szkoda, bo Targaryenowie jako tacy to naprawdę interesujący temat na niejedną powieść. Poza tym też do tej pory przeczytałam dwa tomy "Pieśni lodu i ognia" i serial, z którym jestem na bieżąco, o wiele bardziej do mnie przemówił. Chciałabym kiedyś zabrać się za resztę serii książkowej, ale to raczej w dalszej przyszłości.
OdpowiedzUsuńJa mam za sobą trzy tomy i chcę kiedyś skończyć, bo o dziwo szybko się czytało i byłam zachwycona! Ja się spodziewałam normalnej powieści, ale z akcją w czasach Targeryanów (nie umiem tego napisaaać). Rozczarowałaś mnie tą kroniką :c
OdpowiedzUsuńKasikowykurz
Piękne wydanie i podziw dla autora za wymyślenie historii świata 300 lat wstecz, ale podobnie jak Tobie i mi nie odpowiada forma - bo Martin potrafi pisać takie powieści, że aż ciarki przechodzą! A ta kronikarska opowieść wypada na ich tle wyjątkowo blado...
OdpowiedzUsuń