„Podróże
Guliwera” poznałam dzięki dziewczynom z Książkowiru – książkę wygrałam w
konkursie razem z trzema innymi i szczerze mówiąc, to chyba ta na którą
najbardziej czekałam:) W końcu to klasyka, która w pewnym sensie była wśród
tych, które zapoczątkowały fantastykę.
Tytuł: Podróże
Guliwera
Autor: Johnatan
Swift
Tłumaczenie: Anonim
Liczba
stron: 272
Gatunek: klasyka
literatury
Wydanie: Wydawnictwo
MG, Kraków 2017
Lemel
Guliwer przedstawia dziennik ze swych niezwykłych podróży. Bo gdziekolwiek by
się nie wybierał i tak trafiał w miejsce inne i do tej pory nieodwiedzone
przez człowieka. Niech jednak nie zwiodą
was pozory fantastyki – ta historia (podobno) wydarzyła się naprawdę.
Są
książki, które mogę recenzować: fantastyka w czystej postaci z naciskiem na
fantasy to coś, w czym raczej czuje się dobrze. A są te klasyczne, trudniejsze,
które oceniło wielu przede mną i które oceni pewnie wielu po mnie, z o wiele
większą wiedzą. Dlatego ten tekst do miana recenzji nawet nie może startować.
Ale jeśli interesuje Was moja opinia o „Podróżach Guliwera”, a nie ich rzetelna
ocena to zachęcam do dalszego czytania.
Gdy
wzięłam książkę w ręce nieco się przeraziłam. Tłumaczenie z XVIII wieku? Bałam
się trudnego stylu i słów, które nie zrozumiem. Na szczęście moje obawy okazały
się płonne. Choć „Podróże Guliwera” nie są najlżejszą lekturą i ich język
odbiega od naszego, dzisiejszego, to jak najbardziej da się je przyjemnie
czytać. W niektórych chwilach miałam wręcz wrażenie, że czytam historię
stylizowaną na starszą polszczyznę. Wprawdzie układ zdań, czy sposób
prowadzenia narracji odbiega od dzisiejszego i wymaga pewnego skupienia oraz
cierpliwości, ale na swój sposób ciekawi, przynajmniej w początkowej fazie
czytania.
Początkowo
byłam tą książką naprawdę zachwycona. Może nie w ten „zwykły” dla literatury
sposób, a w ten, który pojawia się, gdy poznajemy coś sprzed lat i choć wiemy,
że mamy teraz „lepsze”, „przyjemniejsze” i „sprawniej działające” rzeczy to
fakt, że to stare „działa” robi na nas ogromne wrażenie. Schody pojawiły się w
moim wypadku nieco później...
Po
pierwszych stu stronach lektury moje pozytywne emocje zaczęły opadać, a książka
dłużyć się. „Podróże Guliwera” opowiadają o kilku przygodach tytułowego
bohatera, z których każda wygląda dosłownie identycznie. Guliwer staje się
„rozbitkiem”, trafia do nieznanego nam, tajemniczego lądu, na którym mieszkają
dziwni ludzie i przez jakiś czas żyje wśród nich i opowiada nam o nich. A każdy
z ludów ma w sobie coś podobnego: wprawdzie niby mają inne główne cechy, ale
sam klimat każdej z podróży i to, jak przebiegają jest identyczny.
Podejrzewam,
że gdybym więcej wiedziała o Swifcie i Anglii z XVIII wieku pewnie
wypatrzyłabym na kartach tej historii więcej, niż proste i schematyczne
przygody – niestety, moja wiedza w tym wypadku kuleje i nawet nie chciałam
rozważać tej książki jako satyry na Brytyjczyków. Niemniej, te żarty, które
udało mi się wyłapać były naprawdę trafne i gdybym wiedziała więcej, pewnie na
nudę bym nie narzekała.
Choć
cieszę się, że poznałam „Podróże Guliwera” i wiem, że czas z lekturą nie był
zmarnowany to jednak nie jest to książka, którą mogłabym czytać codziennie
przez resztę mojego życia, bo po prostu nieźle bym się na tym wynudziła.
Niemniej, to naprawdę książka warta poznania, pod warunkiem, że czytelnik czuje
się gotowy na nieco trudniejszy styl i poznanie klasyki literatury. A warto ją
poznać choćby z dwóch powodów: po pierwsze, by mieć kontakt ze starszym polskim
i wiedzieć, jak kiedyś wyglądał. Po drugie po to, by w końcu rozumieć o co chodzi z tym całym
Guliwerem: bo w końcu każdy wie, że był w historii literatury taki pan, że
podróżował i poznał małych ludzików, ale tak naprawdę mało kto postanowił się z
nim osobiście spotkać.
* * *
Na to nam jest dane
używanie mowy, żebyśmy się wzajem rozumieli i przekazywali sobie wiadomości o
rzeczach , które są. Owóż jeśli się mówi rzecz jaką, która nie jest, nie osiąga
się tego celu, bowiem ja nie rozumiem tego, co ty mówisz, i nie wyprowadzasz mnie
z mej niewiadomości, lecz ją powiększasz. Musiałbym tedy wierzyć, że czarne
jest białe, a krótkie - długie.
Dostałam tę książkę w szkole podstawowej za dobre wyniki w nauce :D jednak do tej pory jej nie przeczytałam.
OdpowiedzUsuńKsiazkowa-przystan.blogspot.com
Dziwny prezent jak na podstawówkę, szczerze mówiąc. Za ciężkie to dla dzieci w tym wieku XD
UsuńO, widziałam ten film o podróżach Guliwera - uwielbiam aktora, świetnie pasuje do komedii :D Do książki jeszcze nie dotarłam, ale na pewno kiedyś ją przeczytam bo to klasyka :)
OdpowiedzUsuńSakurakotoo ❀ ❀ ❀
Myślę, że kiedyś wypadałoby przeczytać, bo to taka klasyka.
OdpowiedzUsuńPamiętam do dziś swój zachwyt książką. Dała mi więcej niż się spodziewałam! :-)
OdpowiedzUsuńJa czytałam tę książkę w oryginale, jako lekturę na anglistyce. Oj, była chwilami ciężka do przebrnięcia... ale pamiętam do dziś :) Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńEwelina z Gry w Bibliotece
Oj, wierzę... :D
UsuńNie wiem czy się na niej nie wymęczę, ale może kiedyś spróbuję, bo w końcu klasyka :)
OdpowiedzUsuń