Nigdy
nie interesowała mnie Mongolia. Serio. Czytając tę książkę pytałam wszystkich
wokół mnie, czy na pewno takie państwo jeszcze istnieje i w sumie kim byli ci Mongołowie,
popisując się przy tym niezwykłą inteligencją i wiedzą o świecie godną osoby,
która pisała na maturze rozszerzoną geografię :D
W
każdym razie książkę kupiłam za grosze i jeśli chcecie wiedzieć,
jak się to dla mnie skończyło zapraszam do dalszej części tekstu!
Tytuł: Mongoliada.
Tom 1
Tytuł serii: Mongoliada
Numer tomu: 1
Autor: Neal Stephenson, Greg Bear, Mark Teppo, Erik Bear, Joseph Brassey, E.D. deBirmingham, Cooper Moo
Tłumaczenie: Robert
Waliś
Liczba stron: 432
Gatunek: historyczno-przygodowa-fantasy
Wydanie: Mag,
Warszawa 2014
1241
rok. By powstrzymać najazd Mongołów na Europę niewielkie Bractwo Tarczy obmyśla
plan pokonania ich.
Są
książki, które wywołują masę emocji. Są inne, które zmuszają do myślenia. I są
takie jak tom pierwszy „Mongoliady” – całkowicie wyprane ze wszystkiego.
Pierwsze
kilka chwil z tą książką było dość udane. Napisana jest w całości lekkim stylem
i mimo wielu autorów, nie widać żadnych różnic, czy zgrzytów w tekście. Być
może to efekt tłumaczenia, aczkolwiek w polskiej wersji całość prezentuje się
dość jednolicie. Lekki styl jednak to nie wszystko, by książkę można było
nazwać dobrą, czy ciekawą. Skupmy się jednak najpierw na zaletach „Mongoliady”.
Przede
wszystkim temat sam w sobie jest ciekawy. Mongołowie, średniowiecze, wojownicy
i ogromna ilość akcji oraz przygód: czego można chcieć więcej? To niemal
doskonała baza do budowania historii.
Poza
tym początkowo sam klimat „Mongoliady” wydawał mi się ciekawy. Niby mamy powieść
historyczną, ale napisana jest w bardzo fantastycznej konwencji. Nie mamy tu
dużej ilości dat, nazwy miejsc też nieczęsto się pojawiają. Jednocześnie nie
jest to taka historia jak „Ballada o przystępach” Hybela, czy „Tajemnice królów”
w których autorzy nie potrafili oddać ani grama klimatu zamierzchłych czasów.
No
ale... na tym właściwie zalety się kończą.
Ciekawy
zamysł: ale wykonanie „Mongoliady” już zbyt ciekawe nie jest. Nie interesują
nas bohaterzy, nie interesuje nas ich historia. Coś cały czas się dzieje, ale
czytelnik ma to po prostu gdzieś. Naprawdę niełatwo jest wsiąknąć w historię.
Jedyna scena, która wydawała mi się nieco „głębsza” dotyczyła zabijania konia,
ale poza tym kompletnie nic nie zostało mi w pamięci.
Naprawdę,
nie mamy wewnątrz ani jednej interesującej postaci. Wszystkie były dla mnie
zupełnie neutralne, mimo, że autorzy starali się jakoś sensownie kreować kilka
z nich.
I
co z tego, że klimat historii początkowo wydawał mi się fajny, skoro z czasem
świat przedstawiony okazał się dość płaski i nieciekawy. Zamiast z fascynacją
obserwować Bractwo Tarczy i poczynania Mongołów po jakiś 20-30 stronach
marzyłam, by ta powieść po prostu się skończyła.
Jednocześnie
kompletnie nic nie zapadło mi głębiej w pamięć. Ani żadna scenka, ani cytat,
ani nawet klimat, czy świat. Nic nawet nie uderzyło mnie w ten negatywny sposób,
bez jakieś rażące błędy. Wszytko sobie było. I tyle...
Nie
wiem, czemu ta powieść nie wypaliła. Może to przez nadmiar autorów, którzy się
za nią wzięli? Na „całe szczęście” wydawnictwo nie tłumaczyło i nie wydawało kolejnych
tomów, także ze spokojnym sumieniem muszę stwierdzić, że szkoda na tą powieść
czasu: nie dość, że nie jest interesująca, to jeśli ktoś nie zna języka
angielskiego to nie ma szans na poznanie losu wszystkich bohaterów.
* * *
Powędrowała za nim w stronę
budynków. Olbrzymi łucznik Raewulf podążał za nimi obojgiem, ściskając swoją
cenną strzałę i wygładzając jej pierzysko, jakby była żywą istotą, która potrzebuje
pocieszającego dotyku swojego pana.
Młody blondyn popatrzył
oszołomiony na przechodzącą Cnan, po czym odwrócił się w stronę pozostałych.
Roześmiali się, widząc jego zaskoczenie.
Rycerz, z którym
ćwiczył walkę, nachylił się i wyciągnął zaciśniętą pięść ku jego kroczu.
– Mogłaby ci odciąć
jaja – zakpił. – Niewielka strata!
Szkoda, że książka Cię tak zawiodła.
OdpowiedzUsuńCzasem niestety tak bywa :-(
Wydaje mi się, że gdzieś przewinęła mi się tak okładka. Przeraża mnie nawet nie Twoja fatalna opinia o tej książce, ale ilość autorów. Jeszcze duet tak, ale tak wielu? Nie wiem. W internetowych opowiadaniach może to przejść, ale w typowej powieści jakoś tego nie widzę. Sięgnęłabym po nią chyba tylko po to, żeby zobaczyć, jak to się sprawdza, ale chyba szkoda czasu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
#LaurieJanuary
No szkoda. Wystarczy, że ja się przemęczyłam :D
UsuńOkładka moim zdaniem jest śliczna, ale obawiam się, że treść by mnie zawiodła :/
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka nie okazała się hitem :(
OdpowiedzUsuńCóż, tytuł mnie zaintrygował, ale właśnie przeszły mi jakiekolwiek chęci na bliższy kontakt z tą powieścią. Straszne, że aż tak Cię rozczarowała :( Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńEwelina z Gry w Bibliotece
Mongolia jakoś i mnie nie specjalnie interesuje, a po Twoje recenzji widzę, że ta książka by tego nie zmieniła ;)
OdpowiedzUsuńBook Beast Blog
Temat Mongołów brzmiał ciekawie, ale... Nie, jednak nie skuszę się po twojej opinii :P
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka zawiodła, ale niestety...czasem i tak bywa...
OdpowiedzUsuń