Już
dawno czytanie jednej książki nie zajęło mi aż tyle czasu, co czytanie „Narrenturma”...
Boże, myślałam, że nigdy nie uda mi się jej skończyć. Akurat trafiła na czas, w
którym miałam dużo na głowie i nie miałam ochoty na książki, a że to nie jest
bardzo lekka lektura, trochę mi zeszło.
Ale
grunt, że pierwszy tom trylogii Sapkowskiego już za mną: więc pora na recenzje!
Tytuł: Narrenturm
Tytuł serii: Trylogia
husycka
Numer tomu: 1
Autor: Andrzej
Sapkowski
Liczba stron: 593
Gatunek: historyczne
fantasy
Wydanie: SuperNowa,
Warszawa 2002
W
1420 roku miał nastąpić koniec świata. Ale choć było wesoło, ten dalej ma się
całkiem nieźle. Husyci rozrabiają, Kościół próbuje z nimi walczyć, a bezprawie
czuje się na Śląsku jak w domu.
Reinmar
z Bielawy, zielarz i medyk, sam doskonale się o tym przekona, gdy zostanie
przyłapany wraz ze swoją kochanką, żoną jednego z rycerzy, w łóżku. Czy mu się
to podoba, czy nie, będzie musiał zejść ze ścieżki prawa, uciekając przed
rodziną swojej ukochanej.
Od
lat chciałam sięgnąć po trylogię husycką Sapkowskiego i po lekturze pierwszej części
cieszę się, że trochę zaczekałam. Choć „Narrenturm” to kawał dobrej powieści to
nie należy ona do tych najłatwiejszych książek, a przy okazji nie jest bez wad.
Gdybym
miała porównać tą powieść do sagi o wiedźminie powiedziałabym, że pod względem
samego stylu i klimatu to po prostu poważniejsza historia, napisana nieco
cięższym językiem. Opowieść o Geralcie miała w sobie ogrom barw oraz nawiązań
do współczesności; w „Narrenturmie” nie ma tego w takiej ilości. Stylizacja
językowa jest intensywniejsza, a sam klimat zdecydowanie bardziej historyczny,
choć odrobiny baśni też w nim nie brakuje.
Niemniej,
to nie jest historia poważna. W żadnym razie! Już pomijam cudowny żart Sapkowskiego:
ironiczny, dosadny i inteligentny, czyli taki, jaki lubię najbardziej. Ta
książka nie bez powodu nazywa się „Narrenturm”, czyli wieża błaznów. Nasz
główny bohater, Reinmar, jest jak Romeo: wiecznie zakochany, ba! Wiecznie
nieszczęśliwie zakochany i pędzący jak głupi do celu, jakim jest łożnica z
ukochaną. Nie bacząc kompletnie na nic i ryzykując życie, robi wszystko, aby
być z aktualną miłością swojego życia. Nie przeczę, to jest zabawne, czasem
nawet bardzo; niestety, jednocześnie to
ten główny wątek sprawia, że pierwszy tom trylogii husyckiej może odrobinę
nudzić.
W
końcu ile można patrzeć, jak jakiś idiota ugania się za kiecką, prawda? Reinmar
to bardzo sympatyczny człowiek, ale gdy po raz któryś okazuje się, że musi
dalej podróżować, bo jego ukochanej nie ma w danym miejscu, a potem powtarza
się to jeszcze kilkukrotnie można poczuć się nieco znużonym. Ja się poczułam. Odrobinkę.
Te
ciekawsze rzeczy dzieją się w tle: przewijają nam się jacyś husyci, bandyci,
inkwizytorzy, jakieś magiczne stworzenia... Coś się dzieje, coś się szykuje:
tylko jeszcze nie wiadomo co.
Przez
takie prowadzenie fabuły z jednej strony poznajemy dobrze głównych bohaterów, z
drugiej zaś jesteśmy stopniowo wprowadzani w świat i poważniejsze sprawy,
dlatego podejrzewam, że kolejny tom będzie bardziej konkretny i będzie
opowiadał ważniejszą historię. W „Narrenturmie” wyraźnie mieliśmy się połapać
kto jest czym i jak działa średniowieczna Europa w oczach autora.
Mimo
takiej budowy tekstu muszę przyznać, że nie od razu przywiązałam się do
postaci. Reinmar długo wydawał mi się po prostu głupim idiotą, który mnie nie
obchodzi, zaś jego kamraci, Samson i demeryt Szarlej wydawali mi się niemal
identyczni. Z czasem jednak zapalałam do nich sympatią. Gdybym znów miała
porównywać ich do postaci z „Wiedźmina” powiedziałabym, że Reinmar jest mniej
artystycznym i mniej rozwiązłym Jaskrem. Szarlej nieco przypomina Geralta,
Samson zaś jest trochę jak Zoltan. Nie są jednak to takie same postacie, broń
Boże! Po prostu mają nieco zbliżone funkcje i co będę ukrywać, działa to
całkiem sprawnie.
Z
jednej strony narzekałam, że chwilami „Narrenturm” mnie nudził, zaś z drugiej
muszę przyznać, że tak skromna i pozornie prosta fabuła ma w sobie ogromną
ilość uroku. Jest stosunkowo niewinna, zwłaszcza, że Reinmar naprawdę cały czas
próbuje udawać szlachetnego rycerza, który pragnie tylko być ze swoją miłością.
Co chwilę niemal prowadzi go to do zguby, z której jego przyjaciele, znajomki
ze studiów i Bóg bezustannie muszą go ratować.
To
dobra powieść. Napisana piękną polszczyzną, pozwalająca poznać nieco XV-wieczny
Śląsk i mająca w sobie magię. Oby tylko w kolejnym historia nieco się
rozbudowała, a Reinmar zmądrzał i zrozumiał, że narażanie życia z myślą o
kobietach nigdy nie wychodzi mu na dobre.
* * *
Na
ten widok zdenerwował się staruszek przeor. Poczerwieniał jak wiśnia, zaryczał
jak lew i rzucił się w bitewną gęstwę, rażąc na prawo i lewo srogimi ciosami
palisandrowego krucyfiksu
–
Pax - wrzeszczał, bijąc – Pax! Vabiscum! Miłuj bliźniego! Swego!
Proximum tuum. Sicut te impsum.
Skurwysyny!
Od Sapkowskiego znam tylko "Wiedźmina", którego ogromnie chcę przeczytać :) o tej książce pierwsze słyszę :) zwrócę na nią uwagę. Lubię takie klimaty.
OdpowiedzUsuńKsiazkowa-przystan.blogspot.com
Nie lubię Narrenturm :( Przeczytałam, sięgnęłam nawet po kontynuację, ale uznałam, że nie ma co się męczyć. Miałam wrażenie, że ten styl (który Tobie na szczęście przypadł do gustu), był tak potwornie wymuszony, że nie dawał mi żadnej przyjemności. Do tego dygresje, które psuły totalnie płynność akcji - takie coś trzeba potrafić robić, Sapkowski to nie Sienkiewicz czy Dumas, jak się okazało. Rozczarowałam się :( Dla mnie Sapkowski = "Wiedźmin" i nic więcej, niestety. Ale cieszę się, że spędziłaś pozytywnie czas przy lekturze i Ci się podobało. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńEwelina z Gry w Bibliotece
Ta trylogia rzeczywiście nie jest łatwa w czytaniu. Jeśli ktoś czyta z doskoku, kawałkami, ma jeszcze trudniej. Ale jeśli można przeczytać pokaźną część za jednym zamachem, to czytelnik przyzwyczaja się do stylu Sapkowskiego i dalej jest już tylko lepiej :-) Mnie się cała trylogia bardzo podobała!
OdpowiedzUsuńZ Sapkowskim zawsze miałam pewien problem. Lubię jego książki, jednak wiecznie znajduję w nich jakieś "ale". Cóż, może warto w końcu sięgnąć po coś innego, niż "Wiedźmin"? :) Ta pozycja zapowiada się całkiem ciekawie i niebanalnie.
OdpowiedzUsuńO ile sagę wiedźmińska czytam regularnie, to już trylogię husycką pozostawiłam za sobą wiele lat temu. I nie żeby mi się nie podobała, po prostu jakoś nie było mi po drodze by wracać. Właściwie przyznaję, że niewiele już pamiętam, ale to znak, że czas sobie przypomnieć.
OdpowiedzUsuńMasz rację to, że to opowieść poważniejsza, cięższa, ale i całkowicie w stylu Sapkowskiego.
O matko, ta seria chodzi za mną od tak dawna, zwłaszcza że moja przyjaciółka wciąż mi truje, żebym rzuciła Wiedźmina w cholerę i brała się za Narrenturm (yyy, tak, w serii skończyłam dopiero Krew elfów - "dozuję sobie", to dobra wymówka! :D).
OdpowiedzUsuńJa się boję i raczej nie sięgnę po nic co nie ma związku z Geraltem, ale mój brat planował kiedyś :D
OdpowiedzUsuńDla mnie Sapkowski to wyłącznie Wiedźmin. Czytałam tylko Narrenturm, bo byłam tak znudzona i wymęczona kilkustronicowymi opisami rozbijającymi akcję, że odpuściłam sobie kontynuację. Według mnie Sapkowski poległ na przestylizowaniu książki.
OdpowiedzUsuńJa trzeci tom przeczytam, ale po drugim mam szczerze dosyc, dlatego na razie leży i sie kurzy <3
UsuńWiele osób polecało mi tę książkę, lubię tło historyczne, więc czemu nie?
OdpowiedzUsuńZa tę książkę zabieram się równo 2,5 roku. Dostałam całą trylogię na święta Bożego Narodzenia, ponieważ po prostu ubóstwiam Geralta i oczywiście samego Sapkowskiego. Jeszcze w dodatku moja ciocia uważa, że Trylogia Husycka jest lepsza od Wiedźmina, a ja ufam jej zdaniu. Choć ufam też opinii mojego kolegi, który tak samo jak ja ma obsesję na punkcie Wiedźmina, a nie był w stanie przebrnąć przez nawet pierwszą część Narrenturm. Pewnego dnia sama sprawdzę, jak ja sobie poradzę z tą pozycją :)
OdpowiedzUsuńlustrzana nadzieja
A ja ostatnio wpadłam na pomysł, żeby odświeżyć sobie Wiedźmina, troszkę się za nim stęskniłam:)
OdpowiedzUsuńKiedyś na pewno bym zaprzeczyła, ale odkąd zaczęłam czytać kryminały związane z historią tak nawet bym wzięła ją do ręki :D
OdpowiedzUsuń