Los nigdy nie był łaskawy dla Salki.
Dwudziestopięciolatka, z irytującym młodszym bratem i matką, która uważa ją za
pełne seksapilu bóstwo nie może wytrzymać w rodzinnym domu. Wyprowadza się więc
do Warszawy, wynajmując pokój u dziwnej, starszej pani.
Tytuł: Nomen
omen
Autor: Marta
Kisiel
Liczba
stron: 336
Gatunek: fantasy
Wydanie: Uroboros,
Warszawa 2019
|
Interesując
się polską fantastyką trudno nie trafić na Martę Kisiel: nazywaną przez siebie
samą oraz swoich fanów ałtorką, twórczyni rozrywkowych powieści i opowiadań. Podchodziłam
do jej twórczości z olbrzymim dystansem, nie przeczę. Humorystyczna literatura
raczej nie ma w zwyczaju mnie bawić: paradoksalnie, gdy czuję, że autor chce
mnie rozśmieszyć, zaczynam się irytować. „Nomen Omen” okazało się nie być
książką, która kipiałaby żartami aż tak, jak myślałam i dzięki temu była
całkiem przyjemną lekturą.
Przyjemną,
ale w żadnym razie odkrywczą, czy wyjątkową. Marta Kisiel sprawnie operuje
językiem polskim, trochę się nim bawić i często budując żarty właśnie wokół
niego, ale moim zdaniem nie robi tego tak dobrze jak choćby niepowtarzalny
Terry Pratchett (w cudownym tłumaczeniu Cholewy). W przypadku tego pana często zatrzymuje
się nad konkretnymi żartami, myśląc o tym, jak inteligentnym człowiekiem trzeba
być, aby na coś takiego wpaść. Przy „Nomen omen” miałam chwilę takiego
zatrzymania może dwa razy, a większość żartów spływała po mnie jak po kaczce.
Chyba
nikogo nie zaskoczę, pisząc, że bohaterzy tej powieści są zdecydowanie
sympatyczni. Nie czuje się wprawdzie z nimi szczególnie związana, ale Salka i
cała jej „ekipa” jest po prostu bardzo miła. Poza tym nie oszukujmy się, obecna
w powieści papuga skradła moje serce, szczególnie, że w tej chwili to jeden z
tych rodzajów zwierzaków, o którym myślę najwięcej i najczęściej.
Pod
kątem fabularnym nie jest to oczywiście dzieło sztuki. Nie jest to też powieść absolutnie
nieprzewidywalna i zaskakująca pod tym względem. Ale historia przedstawiona w „Nomen
omen” jest raczej angażująca (w sporej mierze przez bohaterów) i raczej od tego
typu książki po prostu nie wymagam więcej, bo nie o to w takiej literaturze
chodzi. Ponadto w przyjemny sposób łączy historie Wrocławia z grecką mitologią,
więc na pewno fani i tego miasta, i tego typu motywów się w niej odnajdą.
Przede
wszystkim cieszę się, że nie poczułam się przytłoczona żartem. Ten naprawdę
potrafi przytłoczyć i sprawić, że powieść staje się infantylna, a tego w
przypadku „Nomen Omen” nie wyczułam. Niemniej po takiej ilości recenzji, jakie
było dane mi poznać byłam przekonana, że Martę Kisiel albo będę uwielbiać, albo
nienawidzić, a jestem po prostu pośrodku. Nie żałuję przeczytania tej książki,
pewnie będę ją polecać, ale czy sama do niej kiedykolwiek wrócę? Raczej nie.
„Nomen
Omen” wydaje mi się po prostu bezpieczną lekturą dla tych, którzy szukają
czegoś lekkiego i rozrywkowego, napisanego w całkiem inteligentny sposób. Mimo
wszystko takich książek jest dość mało (zwykle autor „przegina” w którąś
stronę, sprawiając, że albo powieść jest zbyt poważna, albo zbyt dziecinna),
więc na „Nomen omen” warto zwrócić uwagę szczególnie w trakcie trudniejszych chwil
w szkole, czy pracy, gdy szukamy chwili oddechu od poważniejszych lektur.
*
* *
Z
opisu wynikało, że nie chodzi o chuliganów nurtu ortodoksyjnego, z rodzaju tych
napakowanych koksem i testosteronem miłośników baseballu i szlachetnych sztuk
walki, lecz o - dla pewności funkcjonariusze zerknęli raz jeszcze do notatek -
starą wiedźmę w kocu i garbusa ze średnich rozmiarów młyńskim kołem. A to były
już co najmniej dwa dobre powody, żeby wykazać mile widziane przez przełożonych
zainteresowanie, bez żadnej obawy, że natkną się na ustawkę. Albo, co gorsza,
gimnazjalistów.
Fragment „Nomen omen” Marty Kisiel
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Uroboros!
Bardzo lubię twórczość Marty Kisiel. Jestem świeżo po lekturze jej "Oczu urocznych", przy których świetnie się bawiłam. A ta czeka na półce. Zgadzam się co do kwestii żartów - łatwo w tym przedobrzyć, ale Kisiel udało się zachować umiar i wywołać uśmiech.
OdpowiedzUsuńNie znam autorki, ale tytuł zapisuje z czystej ciekawości. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;**
P.
www.zycie-wsrod-ksiazekk.blogspot.com
Och, Pratchett to nie jest, bo Pratchett to Pratchett. Aczkolwiek ja bym się pokusiła o stwierdzenie, patrząc z szerszej perspektywy na twórczość Kisiel, że kapka z Pratchetta tu wybrzmiewa. Fakt, nie jest to historia najwyższych lotów, ale jak dla mnie świetnie ograna humorystycznie :)
OdpowiedzUsuńmrs-cholera.blogspot.com
No cóż, go się nie da podrobić. :( Mój problem polega na tym, że bawią mnie raczej żarty sytuacyjne i gdy autor co chwilę próbuje mnie rozśmieszyć to ostatecznie obojętnieje w trakcie czytania. Jestem trudnym czytelnikiem jeśli chodzi o komedie.
UsuńNie czytałam nic jeszcze od tej autorki, ale będę musiała nadrobić :) Dużo osób chwali sobie jej twórczość i jestem zainteresowana :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Na pewno nie zaszkodzi sprawdzić. :)
UsuńA czytałaś już może "Dożywocie"? (szukałam info w recenzji, ale albo jestem ślepa, albo nie wiem xD)
OdpowiedzUsuńTam masz zatrważające zagnieżdżenie śmieszków na kartkę i jestem ciekawa, czy tamta historia by Ci się spodobała :D