środa, 7 listopada 2018

Kull. Banita z Atlandyty: Książka dla każdego fana klasycznego fantasy


Kull, król Valusii, jest barbarzyńcą pochodzącym z Atlantydy. Tron udało mu się zdobyć dzięki swojej sile fizycznej. Czy jednak będzie w stanie go utrzymać?

Tytuł: Kull. Banita z Atlantydy
Autor: Robert E. Howard
Tłumaczenie: Tomasz Nowak
Liczba stron: 416
Gatunek: magia i miecz
Wydanie: Rebis, Poznań 2014
Gdy czyta się dany gatunek literacki są nazwiska, których „głupio” jest nie znać. Jedną z takich osób dla fantasy niewątpliwie jest Robert E. Howard, uznawany często za ojca podgatunku magia i miecz. Sama do tej pory nie miałam jednak styczności z jego piórem i „Kull. Banita z Atlantydy” był moim pierwszym spotkaniem z tym autorem. Muszę przy tym przyznać, że absolutnie nie mogę narzekać.
Zacznijmy jednak od tego, kim w ogóle jest tytułowy Kull. To postać, która poprzedziła najpopularniejszego bohatera Howarda, Conana. Pierwsze opowiadanie z nim zostało opublikowane w 1929 roku, zaś jego młodszy brat został przedstawiony światu już po latach 30. Howard zaczął trzynaście opowiadań o Kullu, z czego przed swoją samobójczą śmiercią zakończył dziesięć, zaś tylko trzy przed tym faktem zostały opublikowane. „Kull. Banita z Atlandyty” zawiera zaś dwadzieścia dwa teksty. Czemu? Przede wszystkim poza prozą zawiera też nieco poezji. Ponadto znajdziemy wewnątrz różne fragmenty tekstów, czy ich robocze wersje.
To, że autor nie każdy tekst dopracował niestety mocno „czuć” – fragmenty się urywają, fabuła czasem powtarza. Są one raczej smaczkiem dla fanów autora, niż faktyczną rzeczą do czytania. Niemniej, choć te w pełni ukończone teksty opierają się na znanych nam już schematach (bo od lat 30. popkultura przemieliła je wielokrotnie) to czyta się je po prostu naprawdę bardzo dobrze.
Teksty, które można znaleźć w „Kullu. Banicie z Atlantydy” są trochę jak plemienne bębny: każdy z nas zna ich brzmienie, bo to wypływa z naszego wnętrza, ale dopiero gdy usłyszymy je na żywo, tuż obok, poczujemy ich prawdziwą moc. Opowiadania Howarda są szorstkie i konkretne, zawierają ciekawą fabułę z dużą ilością przygody i najzwyczajniej w świecie interesują. Wiele z nich ma powtarzającą się historie: zwykle Kull nie dostrzega kłopotów wystarczająco wcześnie, po czym sam, lub z przyjaciółmi stawia im czoło. Każde jednak ma zupełnie inny motyw przewodni, dzięki czemu w trakcie lektury tego zbioru po prostu nie da się nudzić.
Jak zawsze w przypadku literatury, dość istotny jest dla mnie styl autora i jak zawsze w przypadku klasyki: bałam się, że w tym przypadku ten po prostu będzie dla mnie zbyt nieprzystępny. Na całe szczęście Howard pisał literaturę rozrywkową i dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Dzięki temu jego opowiadania mają wprawdzie swoistą „wagę”, typową dla nieco starszej prozy, nie są jednak ani szczególnie przestarzałe, ani szczególnie skomplikowane pod względem językowym. Dlatego to naprawdę nie jest element, którego w przypadku tych tekstów można się w jakikolwiek sposób obawiać.
Oczywiście, „sercem” wszystkich opowiadań jest tytułowy Kull, postać, która dla współczesnego czytelnika może wydać się nieco schematyczna, ale jednocześnie zdecydowanie mająca własny, unikalny charakter. To bohater o gwałtownym charakterze, który jednak jest człowiekiem bardzo honorowym. Ponadto bardzo ceni sobie przyjaciół i nienawidzi głupoty i niesprawiedliwości. Z resztą, to właśnie ta niechęć, połączona z brakiem szacunku do tradycji sprawiła, że stał się tytułowym banitą.
Muszę zwrócić uwagę na samo wydanie. Książka sama w sobie nie wygląda perfekcyjnie: ma dość dziwny format, a wewnątrz biały papier, za którym nie przepadam. Zawiera jednak naprawdę przepiękne i bardzo klimatyczne ilustracje, na których przyjemnie było zawiesić wzrok.
„Kull. Banita z Atlantydy” okazał się dla mnie dobrym startem z literaturą Howarda. To zbiór naprawdę ciekawych opowiadań, które zapewniają dość wysoki poziom rozrywki, o ile oczywiście czytelnik weźmie poprawkę na to, że nie wszystkie z tekstów wewnątrz zostały przez autora ukończone. Wydaje mi się, że tego autora nie trzeba polecać – jego proza od dziewięćdziesięciu lat broni się sama.


* * *

– Ale prawo! – wrzasnął Tu.
– Ja jestem prawem! – ryknął Kull, zamachnąwszy się toporem. Ten błysnął opadając i kamienna tabliczka rozleciała się na sto kawałków. Ludzie zacisnęli w przerażeniu pięści, czekając oniemiali na walące się niebo. Kull zatoczył się w tył, oczy mu płonęły. Izba zawirowała przed skołowanymi oczyma.
– Ja jestem królem, państwem i prawem! – ryknął i chwyciwszy podobne do buławy berło, które leżało w pobliżu, przełamał je na pół i odrzucił od siebie. – To powinno być moje berło! – Potrząsnął wysoko poczerwieniałym toporem, chlapiąc na pobladłych nobilów kroplami krwi. Lewą ręką złapał za wysmukłą koronę, a plecy wsparł o ścianę. Tylko to oparcie uchroniło go przed upadkiem, lecz w jego ramionach wciąż tkwiła siła lwa. – Jestem albo królem ,albo trupem! – krzyknął. Sznury jego mięśni spiętrzyły się, a oczy płonęły mu strasznie. – Jeśli nie podoba wam się moje królowanie... chodźcie i weźcie tę koronę!
Wyciągnął przed siebie napiętą lewą rękę trzymającą koronę, prawą groźnie ściskając nad nią topór.
Fragment „Kulla. Banity z Atlantydy” Roberta E. Howarda



9 komentarzy:

  1. Wstyd się przyznać, ale też nie przeczytałam żadnego tytułu autora. Zotywowałas mnie, żeby to zmienić, zwłaszcza, że ta starsza, właśnie bardziej nieprzystępna i szorsta proza ma coś w sobie. Koniecznie muszę nadrobić braki :(

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Heroic Fantasy zawsze dobre (jesli ktoś się wychował na Conan'ach od PIK/AMBER) i dobre aby się rozerwać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza, że w przypadku Howarda nikt nie może zarzucić, że czytasz niewartościowe coś. Toż to klasyka! :D

      Usuń
  3. Ach, ta okładka :) Ucieleśnienie koszmarów lat 80/90, kiedy każde fantasy musiało mieć gościa z gołą klatą na okładce <3 Mam gdzieś zapisaną na dysku taką okładkę nawet do Amberu Zelazny'ego, a co jak co, z goła klatą tam nie latali.
    Wiem, że książki po okładce się nie ocenia, ale to jedna z tych grafik, które sprawiają, że omijam powieść szerokim łukiem. Zwłaszcza że akurat od Howarda odbiłam się po próbnym podejściu do Conana...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fantasy musiało mieć faceta z gołą klatą, a SF statek kosmiczny. XD Ale wiesz, w tym przypadku to jest jak najbardziej uzasadnione - to w końcu jest historia barbarzyńcy z wielką klatą. :P Jeśli się odbiłaś - rozumiem, ale w tym przypadku po samej klacie nie ma co oceniać.

      Usuń
  4. Niestety, nie dla mnie :c
    http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przepadam za zbiorami opowiadań :)

    Pozdrawiam,
    Lady Spark
    [kreatywna-alternatywa]

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja fanem klasycznego fantasy chyba nie jestem także podziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Być może, ale na pewno nie w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony