Kull, król Valusii, jest barbarzyńcą pochodzącym
z Atlantydy. Tron udało mu się zdobyć dzięki swojej sile fizycznej. Czy jednak będzie
w stanie go utrzymać?
Tytuł: Kull.
Banita z Atlantydy
Autor: Robert
E. Howard
Tłumaczenie: Tomasz
Nowak
Liczba
stron: 416
Gatunek: magia
i miecz
Wydanie: Rebis,
Poznań 2014
|
Gdy
czyta się dany gatunek literacki są nazwiska, których „głupio” jest nie znać.
Jedną z takich osób dla fantasy niewątpliwie jest Robert E. Howard, uznawany często
za ojca podgatunku magia i miecz. Sama do tej pory nie miałam jednak styczności
z jego piórem i „Kull. Banita z Atlantydy” był moim pierwszym spotkaniem z tym
autorem. Muszę przy tym przyznać, że absolutnie nie mogę narzekać.
Zacznijmy
jednak od tego, kim w ogóle jest tytułowy Kull. To postać, która poprzedziła
najpopularniejszego bohatera Howarda, Conana. Pierwsze opowiadanie z nim
zostało opublikowane w 1929 roku, zaś jego młodszy brat został przedstawiony
światu już po latach 30. Howard zaczął trzynaście opowiadań o Kullu, z czego
przed swoją samobójczą śmiercią zakończył dziesięć, zaś tylko trzy przed tym
faktem zostały opublikowane. „Kull. Banita z Atlandyty” zawiera zaś dwadzieścia
dwa teksty. Czemu? Przede wszystkim poza prozą zawiera też nieco poezji.
Ponadto znajdziemy wewnątrz różne fragmenty tekstów, czy ich robocze wersje.
To,
że autor nie każdy tekst dopracował niestety mocno „czuć” – fragmenty się
urywają, fabuła czasem powtarza. Są one raczej smaczkiem dla fanów autora, niż
faktyczną rzeczą do czytania. Niemniej, choć te w pełni ukończone teksty
opierają się na znanych nam już schematach (bo od lat 30. popkultura przemieliła
je wielokrotnie) to czyta się je po prostu naprawdę bardzo dobrze.
Teksty,
które można znaleźć w „Kullu. Banicie z Atlantydy” są trochę jak plemienne
bębny: każdy z nas zna ich brzmienie, bo to wypływa z naszego wnętrza, ale
dopiero gdy usłyszymy je na żywo, tuż obok, poczujemy ich prawdziwą moc. Opowiadania
Howarda są szorstkie i konkretne, zawierają ciekawą fabułę z dużą ilością
przygody i najzwyczajniej w świecie interesują. Wiele z nich ma powtarzającą
się historie: zwykle Kull nie dostrzega kłopotów wystarczająco wcześnie, po
czym sam, lub z przyjaciółmi stawia im czoło. Każde jednak ma zupełnie inny
motyw przewodni, dzięki czemu w trakcie lektury tego zbioru po prostu nie da
się nudzić.
Jak
zawsze w przypadku literatury, dość istotny jest dla mnie styl autora i jak
zawsze w przypadku klasyki: bałam się, że w tym przypadku ten po prostu będzie
dla mnie zbyt nieprzystępny. Na całe szczęście Howard pisał literaturę
rozrywkową i dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Dzięki temu jego opowiadania
mają wprawdzie swoistą „wagę”, typową dla nieco starszej prozy, nie są jednak ani
szczególnie przestarzałe, ani szczególnie skomplikowane pod względem językowym.
Dlatego to naprawdę nie jest element, którego w przypadku tych tekstów można
się w jakikolwiek sposób obawiać.
Oczywiście,
„sercem” wszystkich opowiadań jest tytułowy Kull, postać, która dla
współczesnego czytelnika może wydać się nieco schematyczna, ale jednocześnie
zdecydowanie mająca własny, unikalny charakter. To bohater o gwałtownym
charakterze, który jednak jest człowiekiem bardzo honorowym. Ponadto bardzo
ceni sobie przyjaciół i nienawidzi głupoty i niesprawiedliwości. Z resztą, to
właśnie ta niechęć, połączona z brakiem szacunku do tradycji sprawiła, że stał
się tytułowym banitą.
Muszę
zwrócić uwagę na samo wydanie. Książka sama w sobie nie wygląda perfekcyjnie:
ma dość dziwny format, a wewnątrz biały papier, za którym nie przepadam.
Zawiera jednak naprawdę przepiękne i bardzo klimatyczne ilustracje, na których
przyjemnie było zawiesić wzrok.
„Kull.
Banita z Atlantydy” okazał się dla mnie dobrym startem z literaturą Howarda. To
zbiór naprawdę ciekawych opowiadań, które zapewniają dość wysoki poziom
rozrywki, o ile oczywiście czytelnik weźmie poprawkę na to, że nie wszystkie z
tekstów wewnątrz zostały przez autora ukończone. Wydaje mi się, że tego autora
nie trzeba polecać – jego proza od dziewięćdziesięciu lat broni się sama.
*
* *
–
Ale prawo! – wrzasnął Tu.
–
Ja jestem prawem! – ryknął Kull, zamachnąwszy się toporem. Ten błysnął opadając
i kamienna tabliczka rozleciała się na sto kawałków. Ludzie zacisnęli w
przerażeniu pięści, czekając oniemiali na walące się niebo. Kull zatoczył się w
tył, oczy mu płonęły. Izba zawirowała przed skołowanymi oczyma.
–
Ja jestem królem, państwem i prawem! – ryknął i chwyciwszy podobne do buławy
berło, które leżało w pobliżu, przełamał je na pół i odrzucił od siebie. – To
powinno być moje berło! – Potrząsnął wysoko poczerwieniałym toporem, chlapiąc
na pobladłych nobilów kroplami krwi. Lewą ręką złapał za wysmukłą koronę, a
plecy wsparł o ścianę. Tylko to oparcie uchroniło go przed upadkiem, lecz w
jego ramionach wciąż tkwiła siła lwa. – Jestem albo królem ,albo trupem! – krzyknął.
Sznury jego mięśni spiętrzyły się, a oczy płonęły mu strasznie. – Jeśli nie
podoba wam się moje królowanie... chodźcie i weźcie tę koronę!
Wyciągnął przed siebie napiętą lewą rękę trzymającą koronę, prawą groźnie ściskając nad nią topór.
Wyciągnął przed siebie napiętą lewą rękę trzymającą koronę, prawą groźnie ściskając nad nią topór.
Fragment
„Kulla. Banity z Atlantydy” Roberta E. Howarda
Wstyd się przyznać, ale też nie przeczytałam żadnego tytułu autora. Zotywowałas mnie, żeby to zmienić, zwłaszcza, że ta starsza, właśnie bardziej nieprzystępna i szorsta proza ma coś w sobie. Koniecznie muszę nadrobić braki :(
OdpowiedzUsuńmrs-cholera.blogspot.com
Heroic Fantasy zawsze dobre (jesli ktoś się wychował na Conan'ach od PIK/AMBER) i dobre aby się rozerwać!
OdpowiedzUsuńZwłaszcza, że w przypadku Howarda nikt nie może zarzucić, że czytasz niewartościowe coś. Toż to klasyka! :D
UsuńAch, ta okładka :) Ucieleśnienie koszmarów lat 80/90, kiedy każde fantasy musiało mieć gościa z gołą klatą na okładce <3 Mam gdzieś zapisaną na dysku taką okładkę nawet do Amberu Zelazny'ego, a co jak co, z goła klatą tam nie latali.
OdpowiedzUsuńWiem, że książki po okładce się nie ocenia, ale to jedna z tych grafik, które sprawiają, że omijam powieść szerokim łukiem. Zwłaszcza że akurat od Howarda odbiłam się po próbnym podejściu do Conana...
Fantasy musiało mieć faceta z gołą klatą, a SF statek kosmiczny. XD Ale wiesz, w tym przypadku to jest jak najbardziej uzasadnione - to w końcu jest historia barbarzyńcy z wielką klatą. :P Jeśli się odbiłaś - rozumiem, ale w tym przypadku po samej klacie nie ma co oceniać.
UsuńNiestety, nie dla mnie :c
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Nie przepadam za zbiorami opowiadań :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Ja fanem klasycznego fantasy chyba nie jestem także podziękuję :)
OdpowiedzUsuńByć może, ale na pewno nie w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuń