wtorek, 19 lutego 2019

W stronę mroku: Od misji do misji


Shelley trafia do tajnego oddziału, zarządzanym przez Czerwień. Prowadzi oddział, starając się zdecydować komu powinien zaufać.

Muszę się przyznać: nie potrafiłam zabrać się za ukończenie „Czerwieni” Lindy Nagaty. Ostatni tom tej trylogii, „W stronę mroku” leżał na mojej półce przez dobre osiem miesięcy, nim postanowiłam się za niego zabrać. Nie widzę w tym nic dziwnego: to nie jest seria nadzwyczaj wybitna, a militarne tematy nigdy nie należały do moich ulubionych.
Tytuł: W stronę mroku
Tytuł serii: Czerwień
Numer tomu: 3
Autor: Linda Nagata
Tłumaczenie: Mirosław P. Jabłoński
Liczba stron: 486
Gatunek: militarne science-fiction
Wydanie: Rebis, Poznań 2017
Po zakończeniu całej trylogii odnoszę wrażenie, że to po prostu książki, które sprawdzą się w przypadku bardzo konkretnej grupy odbiorców. To literatura bardzo męska, skupiona praktycznie tylko na akcjach militarnych. „W stronę mroku” jest książką, która tak naprawdę w ogóle nie buduje głębokich relacji między bohaterami, ani nie skupia się na tle wydarzeń. Wprawdzie te informacje są w jakiś sposób przemycane, ale jednak wyraźnie widać, że nie są celem istnienia tej powieści.
Temat sztucznej inteligencji działającej gdzieś w sieci, który sprawia, że trylogia może intrygować niestety jest też zepchnięty na dalszy plan. Teoretycznie bohaterowie cały czas o niej mówią, cały czas o niej pamiętają, ale jako czytelnik nie odczułam, aby autorka się tak naprawdę, z pełnym zaangażowaniem skupiła właśnie na niej.
Naprawdę, fabuła „W stronę mroku” opiera się tylko na akcjach. Shelley razem ze swoim oddziałem leci do jednego miejsca, wykonuje zadanie i nagle okazuje się, że musi lecieć na kolejną, jeszcze bardziej niebezpieczną misję. W ten sposób mija praktycznie cała książka i najzwyczajniej w świecie jeśli czytelnik nie jest tym zainteresowany po prostu się znudzi. Zwłaszcza, że przynajmniej mi nie udało zżyć się z bohaterami.
Nie oznacza to jednak, że jest to zła książka. Absolutnie nie. To książka dla konkretnego targetu – i nie ma w tym nic złego. Same militarne realia są przedstawione naprawdę nieźle, a otaczająca naszych bohaterów technologia to po prostu dodatkowy smaczek. Dlatego moim zdaniem nawet nie jest to literatura dla fanów „po prostu science-fiction”: sięgając po trylogię Nagaty trzeba się po prostu nastawić na bardzo specyficzny typ literatury.
Moje „problemy” z tą serią zaczęły się już przy tomie drugim, który po prostu mocno mnie wymęczył. Niestety, z ostatnią częścią nie było wcale lepiej. Trochę żałuje, bo widzę, że autorka włożyła w swoją historię sporo pracy. Niestety, brakuje mi jakiegokolwiek przywiązania się do postaci (nawet głównego bohatera) i przedstawionych realiów. W trakcie czytania przyłapywałam się na tym, że nawet nie obchodziło mnie w jakim celu odbywa się kolejna misja Shelly’ego: wszystkie zlewały mi się w całość, nie kibicowałam postaciom, nie interesowały mnie ich rozmowy, ani bliższe relacje.
Jeśli znacie poprzednie tomy tej trylogii i uważacie, że to jest „wasza” literatura myślę, że i kolejna część będzie całkiem miłą rozrywką. Niestety, ja do serii raczej nie wrócę: po prostu nie jest to literatura przeznaczona dla mnie, choć nie żałuje, że miałam okazję ją poznać.


* * *

Wszyscy w GRK mają podobny podstawowy styl osobowościowy. Mógłbym go nazwać inklinacją do służby, ale jebać to. Jesteśmy kółkiem wzajemnej adoracji, skupiającym pompatycznych skurwieli obarczonych kompleksem mesjasza i uzależnionych od adrenaliny.
Fragment „W stronę mroku” Lindy Nagaty

6 komentarzy:

  1. Tak jak piszesz, ta tematyka jest dla wybranych osob i ja do nich nie naleze :-]

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej nie moje klimaty - lubię się zżyć z bohaterami i przez jakiś czas żyć książką. Co nie zmienia faktu, że z ciekawości bym zerknęła ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A myślę, że dla niedoszłego wojaka, to się nada ;). Dzięki, nie słyszałem o tym.
    Fajne military science-fiction to cykl o Honor Harrington. Wydaje mi się, że również dla osób lubiących czytać o relacjach między ludźmi itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie chętnie poznałabym Twoją opinię - ja jestem w tym temacie kompletnie zielona, więc nie jestem w stanie w 100% zweryfikować, jak Nagata odrobiła lekcję pod kątem wojskowych aspektów.
      Może uda mi się zerknąć na to kiedyś. ;)

      Usuń
    2. To strasznie długa seria, ale warto. Davida Webera w ogóle polecam, także jego fantasy. Może nie jakoś bardzo dobry, ale mimo wszystko, uważam, że całkiem nieźle pisze

      Usuń
  4. Raczej nie sięgnę po tą serię. Po pierwsze wydaje mi się, że to nie moja bajka, a po drugie omijam serie. ;)
    Pozdrawiam. ;**

    P.

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony