poniedziałek, 24 lipca 2023

Imperium złota: to naprawdę pozytywne zaskoczenie

Nahri oraz Ali uciekli z Dewabadu do Kairu, gdzie pozbawieni swojej magii zbierają siły i planują swoje dalsze kroki – doskonale wiedzą, że Maniże będzie ich ścigać. W tym czasie Dara wciąż służy matce swojej dawnej ukochanej, która dopuściła się okrutnej zbrodni na mieście dżinnów.


Imperium złota
S.A. Chakraborty
wyd. We need YA, 2022
cykl Dewabad, t. 3


Nie często zdarza się tak, że po średnim początku dostaje naprawdę satysfakcjonujący mnie koniec. Ale ta książka na całe szczęście jest wyjątkiem od reguły. „Imperium złota” to ostatni tom trylogii „Dewabad” autorstwa S.A. Chakraborty.

Pierwszy tom sprawił mi trochę czytelniczej radości, ale jednocześnie widać w nim było, że jest debiutem autorki (np. przez dość toporną ekspozycję), miałam też wrażenie, że autorka (lub tłumacz) dość chaotycznie przedstawiała swój świat, szczególnie pod kątem polityki. Drugi z kolei po prostu mnie znudził. Często jest tak, że części drugie bywają słabsze i moim zdaniem nie inaczej było tutaj. Autorka skupiła się na polityce, porzucając element przygodowy, a że nie miałam tego odpowiednio zbudowanego w tomie pierwszym to cóż, nudziłam się w trakcie lektury i nie byłam do końca zainteresowana akcją. Zwłaszcza że kreowane przez autorkę konflikty nie były aż tak rozbudowane, by książka musiała być tak długa. 

Za to tom trzeci łączy w sobie elementy powieści drogi z politycznymi, nie ma już aż tak topornej ekspozycji (autorka poczuła się wyraźnie swobodniej w pisaniu), a bohaterowie są już w pełni dorosłymi, ukształtowanymi osobami z własną historią. Przez to chyba właśnie „Imperium złota” naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyło.

Oczywiście nie wszystko da się na takim etapie naprawić i np. uważam, że konflikty polityczne mogłyby być bardziej zawiłe czy po prostu dopracowane, gdyby Chakraborty przepisała sobie własny debiut od początku, czerpiąc z nabytych już umiejętności, ale szczerze mówiąc, nie jest to dla mnie istotne. Dlatego że mimo wszystko autorka bardziej skupia się na tłamszeniu bohaterów i co rusz rzucania im kłód pod nogi, co przynajmniej mi w końcu dało poczucie faktycznego zagrożenia, z którego nie ma dobrego wyjścia. Właściwie każdy z bohaterów staje się tu bohaterem tragicznym w którymś momencie, a nie oszukujmy się – mam do tego słabość. 

Nie da się przy tym ukryć, że najbardziej tragiczny jest w tym wszystkim Dara, ale to w końcu bohater, który z założenia właśnie taką postacią jest. Inaczej nie byłby „tak fajny” już od pierwszego tomu.

Przyznaję, że już od dłuższej chwili nie wciągnęłam się tak w książkę fantasy i nie byłam względem niej tak bezkrytyczna jak w tym przypadku. Ale oczywiście, ja to ja, więc nie może obyć się bez „ale”. Nie wyjaśnię go jednak bez drobnej sekcji spoilerowej (bez wchodzenia w bardzo duży detal, ale może Wam to trochę zniszczyć lekturę).

[SPOILER] Jako czytelniczka, która naprawdę lubi bohaterów z „Dewabadu”, chciałam, by dostali szczęśliwe zakończenie. Ale jako człowiek, który szuka i trochę ocenia sobie po swojemu literaturę, wiedziałam, że przy takich konfliktach to byłoby tylko pobożne życzenie. Taka sytuacja, jaka została przedstawiona w tym tomie, po prostu nie ma szansy na pozytywne zakończenie. Co najwyżej na takie mniej złe. Dlatego szykowałam się po prostu na rozlew krwi. Za to dostałam Deus Ex Machinę, która po prostu rozwiązała konflikt i dała bohaterom wręcz baśniowo pozywane zakończenie, z tylko drobniutką nutką goryczy. I jako czytelniczka naprawdę je lubię, ale jako samozwańczy oceniacz… cóż, no nie mogę tego po prostu nie zauważyć i wiem, że ta książka miałaby na mnie mocniejszy impakt, gdyby końcówka była bardziej realistyczna.

[DALEJ SPOILER] Ponadto uważam, że autorka straciła trochę szansę na ciekawe zakończenie pod kątem relacji między postaciami. Nahri w tym tomie coraz bardziej przywiązuje się do Aliego i pomiędzy nimi rodzi się przyjemna, urocza chemia. Inna, niż w przypadku Nahri i Dary, oparta na przyjaźni i już pewnej dojrzałości. I chociaż ze wspomnianych już wcześniej względów wolę Darę od Aliego jako postać to uważam, że po tym, jak minęło 5 lat, Nahri dorosła, a nasz wskrzeszony wojownik w międzyczasie popełnił tyle błędów, nie było sensu wracać do ich romans. Naprawdę skinęłabym głową z uznaniem, gdyby Nahri po tym wszystkim podeszła do swojego dawnego ukochanego i zaproponowała przyjaźń. To po prostu ponownie byłoby mocniejsze zamknięcie, CHOĆ JAKO CZYTELNICZKA wolę to, które dostałam. Mam nadzieję, że czytelnik rozumie/czuje rozróżnienie. [KONIEC SPOILERÓW]

No więc tak, czuję się zadowolona z lektury i czekam na więcej, bo jestem pewna, że od tej pisarki jeszcze coś fajnego dostaniemy.


UWAGA nie do samej powieści: jak już wspominałam przy tomie drugim, ta książka nie jest Young Adult, choć pierwsza część trochę takie książki „udaje” (mamy motyw wybranej/zagubionej młodziutkiej dziewczyny z wielkimi umiejętnościami, czy romans) to od drugiego tomu autorka kompletnie odcina się od wszelkich młodzieżowych tropów. Dlatego wydawnictwo, które ten tytuł wydało, nie powinno nazywać się „We need YA”.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony