Coraz
więcej książek na mojej półce to książki z promocji. Przy tym coraz więcej z
nich jest dobrych, albo: po prostu OK. Nie kupuje już na oślep wszystkiego jak
leci, ostrożniej je dobieram i zwykle jakoś wychodzi :) Książkę z tego wpisu
upolowałam w Biedronce za aż 5zł!
Tytuł: Blondynka u szamana
Autor: Beata
Pawlikowska
Liczba stron: 304
Gatunek: literatura
podróżnicza, pamiętnik
Wydanie: National
Georgaphic, 2012
W
poszukiwaniu prawdy i religii, Beata Pawlikowska musiała wybrać się aż do Peru,
gdzie w trakcie trasy przez Amazonkę poznała indiańskiego szamana. Ten,
odkrywając w niej wielką moc, wyjawił jej tajemnice swoich umiejętności.
Raczej
nie jestem typem osoby, która wybiera sobie lekturę w zależności od pogody, czy
pory roku; nie czuje raczej takiej
potrzeby, poza tym przy mojej ukochanej fantastyce takich podziałów po prostu
robić się nie da. Jeśli jednak miałabym wybrać coś do czytania na hamaku,
latem, przy szumie morza zdecydowanie byłaby to „Blondynka u szamana”
Pawlikowskiej.
Ta
książka była moim pierwszym spotkaniem z tą panią i szczerze mówiąc, było
całkiem przyjemne. Nie genialne, nie nadzwyczaj pouczające, nie głębokie – a
przyjemne.
Choć
„Blondynka u szamana” opowiada o podróżach autorki po Peru nie powiedziałabym,
że to porządna literatura podróżnicza. Książka przypomina bardziej luźny
pamiętnik, pisany bardzo lekkim i dość potocznym stylem. Przez to nie ma zbyt
dużej wartości merytorycznej, ale czyta się ją w błyskawicznym tempie. Nie
wymaga ogromnej ilości skupienia i może być całkiem orzeźwiającą przygodą,
niczym chłodny napój w upalny dzień.
Beata
Pawlikowska w swojej książce opowiada o wyprawie z Iquitos w Peru do Ekwadoru.
A właściwie o tym traktuje pierwsza połowa jej historii, w trakcie której
podróżuje przez dżunglę na tratwie, razem z dwójką przewodników. Jej opisy
przyrody są całkiem urocze, choć daleko im do rozbudowanych i pięknych.
Zachowują lekkość i nie nudzą, zwłaszcza, że autorka wszystkie nieznane nam
słowa wyjaśnia i tłumaczy tak, by europejski umysł niezaznajomiony z
południowoamerykańskim stylem życia bez problemu je zrozumiał. Czasem miałam
wrażenie, że Beata Pawlikowska aż za bardzo próbowała sprawić, by tekst był
przystępny, ale biorąc pod uwagę, że to ma być po prostu lekka książka, nie mam
zamiaru się tego nadmiernie czepiać.
Druga
połowa książki opowiada o spotkaniu autorki z szamanem i cóż... tu opisów
przyrody i konkretnych rzeczy już się nie dowiemy: teoretycznie ta część
opowiada nieco o sposobie życia Indian, ale autorka skupia się raczej na swoich
„duchowych” przeżyciach, raczej zmuszając czytelnika do zastanowienia się, co
ona tam takiego ćpała, niż do rozważań na temat głębi wiary rdzennych
amerykanów.
Przy
tym wszystkim autorce muszę oddać jedno: zachowuje obiektywizm. Opisuje podróż,
opisuje to co widzi i to co przeżywa, ale nie wciska między wierszami swoich
poglądów (a przynajmniej nie tak, by było to bardziej zauważalne) i od spraw
politycznych oraz religijnych zdaje się trzymać z daleka. Za to naprawdę należy
się jej ogromny szacunek, biorąc pod uwagę to, że zwykle autorzy w takich
książkach próbują przemycić tyle „siebie”, ile tylko się da.
Jeśli
szukacie poważnej lektury, która powie Wam coś konkretnego o szamanizmie, albo
będzie tłumaczyć działanie dżungli od podszewki w bardzo poważny sposób „Blondynka
u szamana” nie jest lekturą dla Was. Możliwe, że mocno się na niej
przejedziecie, biorąc pod uwagę właśnie drugą połowę książki. Ale jeśli
szukacie lekkiej lektury, która albo przypomni wam o wakacjach, albo będzie
dobrą towarzyszką na takowe w moim odczuciu ta lektura sprawdzi się naprawdę
nie najgorzej.
* * *
A jednak coś mnie tu
przywiodło. Musiał istnieć jakiś powód, dla którego tu dotarłam, mimo że wcale
tego nie planowałam, nie chciałam i nawet o tym nie marzyłam.
Zrobiłam następny krok, nieco śmielszy. W końcu zostałam tu sprowadzona, ściągnięta tajemną siłą, odsłonięto przede mną obraz, którego nie szukałam, a więc pewnie jest w tym jakiś cel, mam tu coś odkryć, zobaczyć, zrozumieć...
Zrobiłam następny krok, nieco śmielszy. W końcu zostałam tu sprowadzona, ściągnięta tajemną siłą, odsłonięto przede mną obraz, którego nie szukałam, a więc pewnie jest w tym jakiś cel, mam tu coś odkryć, zobaczyć, zrozumieć...
Zrobiłam trzeci krok i
zrozumiałam.
Ja się raczej nie skuszę, ale cena naprawdę zacna.
OdpowiedzUsuńJa jakoś nie jestem za książkami podróżniczymi pani Beaty, ale ciekawie opisana recenzja.
OdpowiedzUsuńCena całkiem okej okej i pewnie ze zdjęciami w środku. A powiedz mi, proszę, czym jest dla Ciebie dobra literatura podróżnicza, co powinna zawierać? https://ateliermysli.wordpress.com/
OdpowiedzUsuńNiestety, bez zdjeć.
UsuńZ literatura, czy sztuka ogólnie, problem polega na tym, że nie da sie podać definicji "dobrej ksiazki" ;P
Chociaż bardzo lubię taką tematykę, to książek pani Pawlikowskiej nie tykam :/
OdpowiedzUsuńNie czytam książek tej autorki, aczkolwiek to chyba błąd...
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że książka szczególnie mnie nie zainteresowała. :/
OdpowiedzUsuńJak już, to wolałbym przeczytać wiele informacji na temat danego kraju ze szczegółami i ciekawostkami trudno dostępnymi w Internecie.
Pozdrawiam
Nikodem z https://zaczytanejeze.blogspot.com/
Z książkami Pani Beaty jest trochę tak jak z tanim winem. Wiesz, że jest tanie i niezbyt wysokich lotów, co chwilę na półki lądują coraz to nowsze roczniki, a po wypiciu przez dłuższy czas pozostaje dziwny posmak w ustach. Jednocześnie można wypić i dobrze się bawić, ale z umiarem :) Także ten tyle w temacie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Emil z mowmikate
Może kiedyś dam tej pozycji szansę ;)
OdpowiedzUsuńAle póki co sobie odpuszczę ;)
Na jesienne deszczowe wieczory może to być świetna, lekka, ale ciekawa lektura:)
OdpowiedzUsuńMyślę, że to nie jest książka dla mnie. Nie przepadam za takimi właśnie pozycjami.
OdpowiedzUsuńJednakże cena mnie powaliła. 5 zł ? Wow.
https://nacpana-ksiazkami.blogspot.de
Przeczytałam kilka książek Beaty Pawlikowskiej. Zgadzam się z Tobą, książki tej autorki są swego rodzaju pamiętnikami. Jest w nich dużo przenośni i uosobień.mimo to lubię jej książki.
OdpowiedzUsuń