piątek, 29 grudnia 2017

Posłuchajmy morskich opowieści

O muzyce nie piszę zbyt często, bo tez nieczęsto wpadam na coś nowego: raczej trzymam się tego, co jest mi znane. Ale czasami mam „fazy” na jakiś konkretny nurt, czy gatunek. I tak stało się całkiem niedawno: wzięło mnie na szanty. Nasze, polskie i klimatyczne. Tak więc łapcie w dłoń szable, sieci, czy gadającą, piracką papugę – dziś wypływamy w rejs!

Banana Boat – Arktyka

Niewielu z nas raczej wybierze się do Arktyki: i drogie to, i niekoniecznie nam do szczęścia potrzebne. Ale to nie znaczy, ze nie możemy jej na swój sposób uwielbiać, prawda? Oto piosenka o miłości żeglarza do Arktyki, który widzi ja po raz pierwszy i kocha ją tak bardzo, że pragnie się jej oświadczyć.

Banana Boat – A morze tak, a morze nie

Ten utwór, wykonywany przez ten sam zespól, co „Arktyka”, cudownie bawi się naszym językiem, jednocześnie będąc bardzo prawdziwym. Wprawdzie dziś podróże drogą morska nie są już aż tak niebezpieczne, ale wielka woda i dzisiaj potrafi być zupełnie nieprzewidywalna. Dlatego wzniesienie jej do rangi swoistego bóstwa jest jak najbardziej na miejscu.


La Valette – Perły i łotry

Słuchając tej piosenki mam po prostu ochotę pomachać trochę szabelką: to opowieść o radości czerpanej z bitwy i walki, w bardzo przygodowym klimacie. Nie powiedziałabym, by ma w sobie jakąkolwiek głębie, ale...  aż się chce przy niej znów obejrzeć pierwszą cześć „Piratów z Karaibów”!

Cztery Refy – Pijmy za chłopców

Praca rybaka nie należy do najprzyjemniejszych i najłatwiejszych. „Pijmy za chłopców” to swoisty hołd, czy podziękowanie za to, co robią. Według mnie ta piosenka jest naprawdę klimatyczna i zatrzymuje na dłużej przy sobie.


Sergar – Drakkary

Nie jest to może tak typowe szanty, jak poprzednie piosenki, ale osobiście po prostu uwielbiam ten utwór. Oto modlitwa wikingów, którzy wypływają, by walczyć i łupić, dlatego zwracają się do Odyna. Biorąc pod uwagę, jak popularna jest dziś mitologia nordycka, wierze, ze wielu z Was przypadnie do gustu.


Róża Wiatrów – Czarna rafa

„Czarna rafa” to typowa morska opowieść: to konkretna historia, opowiadająca o załodze, która wpłynęła w niebezpieczną rafę i próbuje sie z niej wydostać, choć wie, ze to praktycznie niemożliwe. Chyba za takie historie najbardziej lubię szanty: to jak książka, film, czy musical, zaklęty w jednym utworze :)

5 komentarzy:

  1. Ja ogólnie ich nie słucham, ale potrafię zagrać "Morskie opowieści" na gitarze. :)
    Pozdrawiam!

    Mój kawałek Internetu

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde, aż mi się przypomniało jak wracaliśmy z żagli w lato i ryczeliśmy na cały głos w aucie szanty - a na jachcie jakoś nikt nie miał ani przy sobie gitary, ani ochoty na szanty. :D Wieczorem po dobiciu do wyspy też nie, bo nocowaliśmy koło dwóch gniazd szerszeni... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu na miejscu nie musieliście już o wodzie śpiewać, bo woda była obok :D

      Usuń
  3. Mnie takie rzeczy w ogóle nie interesują ;)

    OdpowiedzUsuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony