Mechaniczni zaczynają odzyskiwać
wolność i na świecie rozpętuje się chaos. Gdy armia klakierów niespodziewanie
atakuje Hagę, Anastazja Bell nie wie, jak ma ratować swój kraj. Wbrew pozorom
Daniel i Berenice też nie są jednak w najlepszej sytuacji...
Tom
trzeci „Wojen Alchemicznych” zbiera raczej pozytywne recenzje, ale większość z
nich zgadza się z tym, że jest to historia dobra, lecz gorsza od tomu drugiego.
W moim odczuciu jednak stoi na takim samym, lub zbliżonym poziomie. Jedynie
autor tak zaplanował swoją historię, że „Wyzwolenie” kończy wszystkie napoczęte
wątki, a co za tym idzie, nie ma już w nim elementów większego zaskoczenia.
Tak
jak i poprzednio, tak i tym razem obserwujemy historię trójki bohaterów, ale –
też jak w częściach poprzednich – jedna z perspektyw ulega zmianie. Tym razem
tym „zmiennym” bohaterem okazała się Anastazja Bell, czyli przywódczyni
Nadleśnictwa. I po wejściu do jej głowy miałam wrażenie, że jest niemal
bliźniaczo podobnym charakterem do Berenice, jedynie może nieco bardziej
eleganckim. Niemniej, nie mam tego powieści za złe: obydwie panie dzierżyły
pewną władzę i najwyraźniej w świecie Tregillisa takie cechy charakteru jak
spryt, czy niewyparzony język są potrzebne, by ją w swoich rękach utrzymać.
Najmniej
do powiedzenia zdecydowanie ma nasz mechaniczny: jego rola w „Wyzwolonym”
ogranicza się do obserwacji i ewentualnego działania, gdy już Anastazja i
Berenice przygotują mu pole do manewru. Znów jednak nie odczuwam tego, jako
wadę: tak po prostu jest.
Autor
dalej trzyma się konwencji przyjętej w tomie drugim: zrezygnował z rozważań
filozoficznych na rzecz wręcz wszechobecnej akcji. Z tym, że właśnie to
ostatecznie sprawia, że mam z całą trylogią drobny problem. Sięgając po tom
pierwszy spodziewałam się historii, która będzie „czymś więcej”, niż tylko
przygodową powieścią fantasy, a ostatecznie wyspo z tego właśnie to. Owszem,
osadzonego w całkiem ciekawym świecie, z miłymi bohaterami, ale jednak nie
wnoszącym do literatury zbyt wiele.
Poza
tym, jak wspominałam, zaskoczeń tu właściwie nie ma. Chcąc zakończyć „Wojny
Alchemiczne” na trzech tomach, w „Wyzwoleniu” Tregillis zabrał się za zamykanie
wątków. Moim zdaniem – nieco zbyt szybko. Jeszcze jeden tom mogły rozwinąć
świat i intrygę, być może wprowadzić do tego nieco post-apokaliptycznego
klimatu... A tu proszę: dopiero coś
istotnego naprawdę zaczyna się dziać, a my już kończymy naszą przygodę.
Sam
styl Tregillisa jest.. po prostu przyjemny. Jak zawsze, nie jest zbyt naiwny i
lekki, ale jednocześnie dobrze czyta się jego tekst. Takie książki mogę bez
problemu czytać właściwie w każdym momencie, niezależnie od tego, czy mam dużo
na głowie i nie umiem się skupić, czy jednak nie mam ochoty na bardzo
głupiutkie rzeczy. Pod tym względem Tregillis wydaje mi się autorem, który
nieźle zrównoważył ten „rozrywkowy klimat” z nieco poważniejszą fantastyką.
„Wojny
alchemiczne” to ciekawa trylogia, usytuowana w fajnie wykreowanym świecie,
który dostarcza rozrywki, zaś „Wyzwolenie” to dobre zakończenie całości.
Wprawdzie nie jest to dla mnie przełomowa historia, ale sympatyczna – na pewno.
*
* *
Malcolm
zamrugał. Poruszył bezdźwięcznie ustami jak złota rybka wypuszczająca bąbelki
powietrza. Sprint przez ogrody sprawił, że policzki nabiegły mu czerwienią i
ten powoli blednący już róż kontrastował z resztą białej jak kreda twarzy. Miał
rozszerzone źrenice.
Harmider
dochodzący z pirsu Scheveningen znowu przybrał na sile.
Anastazja
zdała sobie sprawę, że nie były to odgłosy radości, ale krzyki przerażenia.
Fragment
„Wyzwolenia” Iana Tregillisa
Mam w planach tę trylogię, bo nie znam jeszcze twórczości autora. ;)
OdpowiedzUsuńSeria chyba nie dla mnie :(
OdpowiedzUsuńMoże, może...
OdpowiedzUsuńJa Wyzwolenie strasznie męczyłam, może nawet trochę straciłam zainteresowanie dalszym ciągiem po Powstaniu. Szkoda, że Daniel mniej w tym tomie występował, bo był jedną z najfajniejszych postaci. Ogólnie całość wypada bardzo przyzwoicie, ale faktycznie, po lekturze pierwszej części można było spodziewać się pewnej "głębi", a ona gdzieś umyka przy kolejncyh częściach.
OdpowiedzUsuńW zasadzie doszłam do podobnego wniosku po pierwszych dwóch tomach - że to historia bardzo sympatyczna, którą czyta się świetnie, ale ostatecznie nie jest szczególnie odkrywcza. Więc po ostatnią część już raczej nie sięgnę, szkoda mi czasu.
OdpowiedzUsuńRaczej nic Cię w niej nie zaskoczy, więc no... nie ma jakiejś wielkiej potrzeby.
Usuń