poniedziałek, 25 grudnia 2017

Wyzwolenie: Wszystko zmierza ku końcowi


Mechaniczni zaczynają odzyskiwać wolność i na świecie rozpętuje się chaos. Gdy armia klakierów niespodziewanie atakuje Hagę, Anastazja Bell nie wie, jak ma ratować swój kraj. Wbrew pozorom Daniel i Berenice też nie są jednak w najlepszej sytuacji...

Tom trzeci „Wojen Alchemicznych” zbiera raczej pozytywne recenzje, ale większość z nich zgadza się z tym, że jest to historia dobra, lecz gorsza od tomu drugiego. W moim odczuciu jednak stoi na takim samym, lub zbliżonym poziomie. Jedynie autor tak zaplanował swoją historię, że „Wyzwolenie” kończy wszystkie napoczęte wątki, a co za tym idzie, nie ma już w nim elementów większego zaskoczenia.
Tytuł: Wyzwolenie
Tytuł serii: Wojny Alchemiczne
Numer tomu: 3
Autor: Ian Tregillis
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Liczba stron: 432
Gatunek: historyczne fantasy, steampunk
Wydanie: SQN, Kraków 2017
Tak jak i poprzednio, tak i tym razem obserwujemy historię trójki bohaterów, ale – też jak w częściach poprzednich – jedna z perspektyw ulega zmianie. Tym razem tym „zmiennym” bohaterem okazała się Anastazja Bell, czyli przywódczyni Nadleśnictwa. I po wejściu do jej głowy miałam wrażenie, że jest niemal bliźniaczo podobnym charakterem do Berenice, jedynie może nieco bardziej eleganckim. Niemniej, nie mam tego powieści za złe: obydwie panie dzierżyły pewną władzę i najwyraźniej w świecie Tregillisa takie cechy charakteru jak spryt, czy niewyparzony język są potrzebne, by ją w swoich rękach utrzymać.
Najmniej do powiedzenia zdecydowanie ma nasz mechaniczny: jego rola w „Wyzwolonym” ogranicza się do obserwacji i ewentualnego działania, gdy już Anastazja i Berenice przygotują mu pole do manewru. Znów jednak nie odczuwam tego, jako wadę: tak po prostu jest.
Autor dalej trzyma się konwencji przyjętej w tomie drugim: zrezygnował z rozważań filozoficznych na rzecz wręcz wszechobecnej akcji. Z tym, że właśnie to ostatecznie sprawia, że mam z całą trylogią drobny problem. Sięgając po tom pierwszy spodziewałam się historii, która będzie „czymś więcej”, niż tylko przygodową powieścią fantasy, a ostatecznie wyspo z tego właśnie to. Owszem, osadzonego w całkiem ciekawym świecie, z miłymi bohaterami, ale jednak nie wnoszącym do literatury zbyt wiele.
Poza tym, jak wspominałam, zaskoczeń tu właściwie nie ma. Chcąc zakończyć „Wojny Alchemiczne” na trzech tomach, w „Wyzwoleniu” Tregillis zabrał się za zamykanie wątków. Moim zdaniem – nieco zbyt szybko. Jeszcze jeden tom mogły rozwinąć świat i intrygę, być może wprowadzić do tego nieco post-apokaliptycznego klimatu...  A tu proszę: dopiero coś istotnego naprawdę zaczyna się dziać, a my już kończymy naszą przygodę.
Sam styl Tregillisa jest.. po prostu przyjemny. Jak zawsze, nie jest zbyt naiwny i lekki, ale jednocześnie dobrze czyta się jego tekst. Takie książki mogę bez problemu czytać właściwie w każdym momencie, niezależnie od tego, czy mam dużo na głowie i nie umiem się skupić, czy jednak nie mam ochoty na bardzo głupiutkie rzeczy. Pod tym względem Tregillis wydaje mi się autorem, który nieźle zrównoważył ten „rozrywkowy klimat” z nieco poważniejszą fantastyką.
„Wojny alchemiczne” to ciekawa trylogia, usytuowana w fajnie wykreowanym świecie, który dostarcza rozrywki, zaś „Wyzwolenie” to dobre zakończenie całości. Wprawdzie nie jest to dla mnie przełomowa historia, ale sympatyczna – na pewno.

* * *

Malcolm zamrugał. Poruszył bezdźwięcznie ustami jak złota rybka wypuszczająca bąbelki powietrza. Sprint przez ogrody sprawił, że policzki nabiegły mu czerwienią i ten powoli blednący już róż kontrastował z resztą białej jak kreda twarzy. Miał rozszerzone źrenice.





Tuiner... – Nareszcie odzyskał głos. – To jest koniec świata.
Harmider dochodzący z pirsu Scheveningen znowu przybrał na sile.
Anastazja zdała sobie sprawę, że nie były to odgłosy radości, ale krzyki przerażenia.

Fragment „Wyzwolenia” Iana Tregillisa

6 komentarzy:

  1. Mam w planach tę trylogię, bo nie znam jeszcze twórczości autora. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja Wyzwolenie strasznie męczyłam, może nawet trochę straciłam zainteresowanie dalszym ciągiem po Powstaniu. Szkoda, że Daniel mniej w tym tomie występował, bo był jedną z najfajniejszych postaci. Ogólnie całość wypada bardzo przyzwoicie, ale faktycznie, po lekturze pierwszej części można było spodziewać się pewnej "głębi", a ona gdzieś umyka przy kolejncyh częściach.

    OdpowiedzUsuń
  3. W zasadzie doszłam do podobnego wniosku po pierwszych dwóch tomach - że to historia bardzo sympatyczna, którą czyta się świetnie, ale ostatecznie nie jest szczególnie odkrywcza. Więc po ostatnią część już raczej nie sięgnę, szkoda mi czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nic Cię w niej nie zaskoczy, więc no... nie ma jakiejś wielkiej potrzeby.

      Usuń

Nie, nie zaobserwuje Twojego bloga w zamian za obserwację mojego - wolę mieć garstkę zainteresowanych blogiem czytelników, niż tysiąc zapychaczy.
Usuwam spam.

Nomida zaczarowane-szablony