Carverowie przeprowadzają się razem
z trojgiem swoich dzieci – Maxem, Alicją i Iriną – do starego do domu na plaży,
położonej niedaleko niewielkiego miasteczka. Nie mija wiele czasu, a młodzi ludzie zaczynają odkrywać tajemnice
tego miejsca, powiązaną z byłymi właścicielami budynku, Fleischmannami. Ich
syn, Jacob, utonął w morzu. Razem z Rolandem, synem latarnika, dzieci próbują
rozwikłać tajemnice najbliższej okolicy.
Carlos
Ruiz Zafon to autor, który ciągle mi się gdzieś przewijał, a że udał o mi się
trafić na jego „Trylogię mgły” na przecenie, postanowiłam sprawdzić jego
debiutancką serię. Okazało się, że tom pierwszy, „Książę mgły” to całkiem
przyjemna powieść dziecięco-młodzieżowa, której raczej nie mam nic do
zarzucenia. Niemniej, trudno mi uwielbiać coś, co zostało napisane przede
wszystkim dla zdecydowanie młodszego ode mnie czytelnika.
To
niedługa książeczka: ma niespełna dwieście stron. To, w połączeniu z bardzo
lekkim stylem sprawia, że sama byłabym w stanie przeczytać to w jeden dzień. W
przypadku literatury tego typu uważam to za zaletę: przy osobach, które dopiero
zaczynają przygodę z czytaniem, często dość istotne jest, by pozycja nie
odstraszyła grubością. A ta raczej tego nie zrobi, przy okazji przedstawiając
nam pełnoprawną historię.
Skłamałabym,
mówiąc, że czegoś takiego już nie widziałam. Dzieci, które postanawiają same
rozwiązać jakiś problem, chyba wszyscy już w popkulturze widzieliśmy. A „Książę
mgły” na tym właśnie polega. Grupa przyjaciół ma przed sobą niebezpieczną
tajemnicę i musi ją rozwikłać, by uratować swój mały świat, korzystając z drobnej
pomocy osób dorosłych. To bardzo bezpieczna, ale jednocześnie całkiem
sympatyczna fabuła, która raczej wielu osobom przypadnie do gustu. Z tym, że
choć autor we wstępie tłumaczy, że pisał tę pozycję „dla każdego” to ja sama
nie mogę się zgodzić, że jest zupełnie ponadpokoleniowa. Jest po prostu zbyt
prosta dla dorosłego czytelnika.
Jeśli
miałabym powiedzieć, czym początek „Trylogii mgły” różni się od innych książek
tego typu, powiedziałabym, że zakończeniem. Oczywiście, nie będę go tu
zdradzać, ale sądzę, że jest jednak trochę brutalniejsze, niż mogłabym się po
takiej lekturze spodziewać. Nie wykracza jednak za bardzo z przyjętych dla
literatury dziecięco-młodzieżowej ram.
Nie
mam nic do zarzucenia stylowi Zafona, ale jednocześnie nie uważam, aby jego
język w tej pozycji był najpiękniejszy na świecie. „Książę mgły” napisany jest
adekwatnie do swojego tematu: lekko i bez dłużyzn. Muszę jednak przyznać, że
chwilami potrafi być klimatyczny. Ma w sobie nieco z horroru dla dzieci i być
może na młodszych czytelników jak taki by zadziałał. Mi osobiście trudno to
jednak określić: książki raczej nie wzbudzają we mnie strachu, zwłaszcza te
napisane dla młodszej grupy wiekowej.
Nie
uważam, by była to najlepsza pod słońcem książka, ale na pewno w swojej roli
się sprawdzi. Pierwsze spotkanie z Zafonem uważam za w miarę udane. Jak na
debiut, prezentuje się naprawdę nieźle. Nie wzbudza we mnie jednak żadnych
większych emocji.
*
* *
Dopiero z upływem lat zaczyna się dostrzegać pewne
rzeczy. Teraz wiem na przykład, że życie dzieli się zasadniczo na trzy etapy.
Najpierw człowiek nawet nie myśli o tym, że się starzeje, że czas płynie i że
od pierwszej chwili, od samych narodzin, zmierzamy do wiadomego końca. Kiedy
mija pierwsza młodość, wkraczamy w drugi okres i uświadamiamy sobie, jak kruche
jest nasze życie. To, co z początku jest tylko bliżej nieokreślonym niepokojem,
przebiera na sile, stając się wreszcie morzem wątpliwości i pytań, które
towarzyszą nam przez resztę dni. I w końcu u kresu życia rozpoczyna się trzeci
etap, okres pogodzenia się z rzeczywistością. Wówczas nie pozostaje nam nic
innego, jak tylko zaakceptować naszą kondycję i czekać.
Fragment „Księcia
mgły” Carlosa Ruiza Zafona
Czytałam tę książkę już dość dawno temu i chyba za jakiś czas do niej wrócę. ;)
OdpowiedzUsuńMiałam bardzo podobne odczucia po przeczytaniu tej książki. Wszystko lekko, poprawnie, nie za długo, prosto, ale... chyba za prosto jak dla mnie. Chyba po prostu jestem już za stara na tego typu fabuły. Niby nie ma się nic do zarzucenia, ale już kompletnie nie pamiętam, co się w niej działo. Jednak zapewne młodszym czytelnikom przypadnie do gustu :)
OdpowiedzUsuńod czasu do czasu przechodziły mnie ciarki czytając tę książkę, niemniej jednak bardzo mi się podobała ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
olovereads.blogspot.com
Jakoś nie jestem wielbicielką Zafona...
OdpowiedzUsuńJa czytałam tylko Cień wiatru, ale jestem zakochana <3
OdpowiedzUsuńCzytałam jakiś czas temu i naprawdę mnie urzekł styl autora :-)
OdpowiedzUsuńMnie też nie zachwyciła, ale całkiem mi się podobała.
OdpowiedzUsuńAle ze mnie gapa, nie miałam pojęcia że ten autor napisał taką trylogię :O Bardzo lubię takie klimaty ale za to nie przepadam za Zafonem :/ "Cień wiatru" którym zachwycają się masy, mnie najzwyczajniej w świecie znudził i jestem do autora trochę uprzedzona. Ale może to dobra okazja żeby dać mu drugą szansę w trochę innej odsłonie? :)
OdpowiedzUsuńMożliwe ;) "Cienia wiatru" nie znam, ale nie wydaje mi się, by tu była jakakolwiek opcja na nudę: to po prostu zbyt krótka powieść.
UsuńCzytałam i mam naprawdę miłe wspomnienia po niej:) na pewno fajna propozycja dla młodych czytelników, ale też nie tylko młodych:)
OdpowiedzUsuńBardzo fajna propozycja dla młodych czytelników. Czytałam ją kilka lat temu i wspominam z uśmiechem na twarzy. :)
OdpowiedzUsuń