Od
następnego wpisu chyba zostanie zmieniony rozkład postów tego typu... Gdy w 2014 roku ustalałam, jak będą wyglądały
uznałam, że pierwszy „segment” tekstu będzie pełnił funkcję dziennika, albo
miejsca, w którym będę pisała coś o książce, co niekoniecznie powinno znaleźć
się w recenzji. Nie było to bezpodstawne: miałam wtedy nawyk snucia długiej
opowieści, jak dana książka wpadła w moje ręce.
Czemu
jednak trochę minęło, a ja zmieniłam nieco moje podejście do książek. Wtedy
każda nowość była czymś cudownym i wyjątkowym. Teraz to jest po prostu norma.
Książki pojawiają się na mojej półce i tyle. Jeśli zaś mam coś ważnego do
powiedzenia to przecież nawet ten jeden akapit w tekście mogę zarezerwować.
Przy okazji wpisy zwykle pisze z wyprzedzeniem, przez co „dziennikowa” forma
wpisu przestała mieć jakikolwiek sens.
Dlatego
w kolejnym wpisie „pogadanki” nie będzie. Jeśli macie coś przeciwko: krzyczcie!
A teraz zapraszam Was na tekst dotyczący książki pewnej polskiej autorki.
Tytuł: Szamanka
od umarlaków
Tytuł serii: Szamanka
od umarlaków
Numer tomu: 1
Autor: Martyna
Raduchowska
Liczba stron: 402
Gatunek: urban
fantasy
Wydanie: Fabryka
Słów, Warszawa 2011
Ida zdecydowanie ma Pecha. Choć nie ma ochoty mieć
nic wspólnego ze światem magii i wyjeżdża na drugi koniec Polski, by studiować
i uciec od swojej rodziny, świat nadprzyrodzony i tak ją znajduje. Gdy przybywa
do akademika zaczyna prześladować ją duch dziewczyny, która niegdyś w nim
zmarła.
Jakiś
czas temu uznałam, że „Rywalki” Kiery Cass to guilty pleasure pełną gębą. W
trakcie czytania widziałam jednak błędy w budowie świata i nieco mnie one
uwierały. W przypadku „Szamanki od umarlaków” naprawdę musiałam pomyśleć nad
tym, co z tą książką jest nie tak. Bo choć nie jest to dobrze napisana powieść
to... ja po prostu ją lubię. Sprawiła mi niemało radości, mimo bycia
niekoniecznie dobrym kawałkiem literatury.
Dla
jasności dodam tylko, że przed tomem pierwszym zapoznałam się z kontynuacją,
przez co mniej więcej wiedziałam, czego mam się po tej książce spodziewać.
Wcale mi to jednak nie zmniejszyło radości czerpanej z lektury.
Styl
Martyny Raduchowskiej jest wybitnie prosty i lekki. Nie jest to jednak ten sam „rodzaj”
wybitnie prostego i lekkiego stylu, jaki obserwujemy w tłumaczeniach. Co to, to
nie! W nich nie uświadczymy mowy potocznej, a to właśnie jej wszechobecność
jest typowa dla stylu autorki. Czytając, miałam wrażenie, że pisanie tej
powieści polegało na przelewaniu na papier własnych fantazji, bez zastanawiania
się, co w ogóle chce się przekazać w tekście. Przez to z jednej strony widać,
że Raduchowska jest bardzo swobodna i naturalna w tym, co robi, ale z drugiej
powieść jest chaotyczna i bardzo daleko jej do dobrze napisanej książki.
Niemniej, miałam wrażenie, że autorka czerpie ogromną ilość radości z tego, co
robi, która z resztą też mi się udzieliła.
„Szamanka
od umarlaków” to powieść bardzo naiwna i bardzo prosta, ale przy tym nawet nie
próbująca udawać czegoś więcej, niż historię dla młodzieży. Gdybym miała ją
namalować, pewnie użyłabym wszystkich dostępnych, jasnych barw: choć Ida
wiecznie narzeka i wiecznie jej się coś nie udaje to całość zachowana jest w
bardzo optymistycznym klimacie.
W
tej powieści dzieje się wszystko – i wszystko jest zupełnie absurdalne. Mimo
wszystko mogłabym podzielić powieść na trzy segmenty.
W
pierwszym poznajemy Idę i razem z nią uczymy się, o co chodzi z byciem medium w
uniwersum Raduchowskiej. Poznajemy w nim ciotkę dziewczyny, jej dwa „zwierzaczki”
oraz paru pobocznych bohaterów, którzy mają nam pokazać, jak to wszystko
działa. Mimo że mentorka naszej pechowej studentki może być dla niektórych
irytującą postacią ja zapałałam do niej pewną, bliżej niewyjaśnioną, sympatią.
Ta część jest chyba najdłuższa... i zdecydowanie sprawiła mi najwięcej radości.
W
drugiej części Ida jest już po szkoleniu szamanki od umarlaków i musi nauczyć
się radzić sobie sama. Ma do wykonania zadanie i zagadkę do rozwiązania. To on
był dla mnie najnudniejszym i momentami potrafił mnie znużyć.
Trzecia
część różni się od drugiej tym, że do akcji wkracza kilku nowych bohaterów.
Niekoniecznie najciekawszych, ale podratowujących historię, która powoli
zaczyna wiać nudą.
Skłamałabym,
gdybym powiedziała, że w tej powieści znajdziemy gamę różnobarwnych bohaterów.
Poza bardzo charakterystyczna Idą i jej ironiczną ciotką postacie albo
pojawiają się na jedną scenkę, albo nie wyróżniają się niczym szczególnym.
Często mają jedną cechę charakteru i nie są wcale rozwijane. Niemniej, to
powieść młodzieżowa, a nie psychologiczna, dlatego pozwalam sobie przymknąć na
to oko.
To,
co mnie w tej powieści dość zaskoczyło to jej niewinność. Poza jedną z
początkowych scenek dotyczącą zachowania studentów w akademiku trudniej chyba o
inną książkę napisaną współcześnie, w której nie byłoby odniesień do romansu i
seksu oraz w której nawet żarty by się do tego nie odnosiły. W przypadku
powieści młodzieżowej uważam to za naprawdę duży atut.
Jeśli
szukacie czegoś bardzo lekkiego i młodzieżowego ta książka pewnie się u Was
sprawdzi. Może być też dobrą książką „na start”, jeśli temat wydaje się Wam
interesujący: ta książka wchodzi po prostu niezwykle łatwo przez bardzo
potoczny styl Raduchowskiej. Mi jej lektura sprawiła sporo radości, chociaż nie
ma się co oszukiwać: to nie jest powieść wysokich lotów.
* * *
Była jedna rzecz,
której nikt o Idzie nie wiedział.
Za cholerę nie chciała
być wiedźmą. Była też jedna rzecz, której nie wiedziała samą Ida - zasadniczo
nie miała w tej kwestii nic do powiedzenia. I nie chodzi tu o żadne zarządzenie
losu, siłę wyższą, klątwę, życiorys zapisany w gwiazdach w najdrobniejszym szczególe
czy przeznaczenie, którego nie da się zmienić ani oszukać. Ida zwyczajnie miała
Pecha. Chociaż nie, to nawet nie było tak: Pech miał Idę. Trzymał mocno, nie
puszczał, śledził jak cień, czepił się jak rzep psiego ogona, wierny niczym
najlepszy przyjaciel, zawsze gotów, by pokrzyżować jej plany i zwalić pod nogi
nie kłodę, a cały ich stos.
Rodzina Brzezińskich od zawsze parała się magią. Ten prastary, wpływowy ród od pokoleń zasiadania w loży czarodziejów. Nikt nikt nigdy nie odważył przeciwstawić się tradycji. Ida jest jedynym dzieckiem państwa Brzezińskich jako, że jej matka nie chciała mieć więcej dzieci. Dziewczyna stała się niezbędnym minimum które ma przedłużyć ten wspaniały ród.
Rodzina Brzezińskich od zawsze parała się magią. Ten prastary, wpływowy ród od pokoleń zasiadania w loży czarodziejów. Nikt nikt nigdy nie odważył przeciwstawić się tradycji. Ida jest jedynym dzieckiem państwa Brzezińskich jako, że jej matka nie chciała mieć więcej dzieci. Dziewczyna stała się niezbędnym minimum które ma przedłużyć ten wspaniały ród.
Mnie niestety pokonał styl i humor... i brak akcji, porzuconej na rzecz scenek rodzajowych. Nie dałam rady skończyć :( Ale cieszę się, że Ty bawiłaś się dobrze :D
OdpowiedzUsuńJa to jak najbardziej rozumiem. W przypadku tej pani po prostu zależy, czy człowiek to kupi, czy nie... Mnie pewnie "podratowała" znajomość i wspomnienia z przygody z tomem drugim :D
UsuńSama nie wiem, książka wydaje się specyficzna, ale trochę jestem ciekawa jej ;D
OdpowiedzUsuńKompletnie nie moje klimaty ale muszę przyznać, że trochę mnie ciągnie. Boli mnie tylko to że to będzie ZNOWU seria, czy ludzie już nie piszą pojedynczych książek? :D
OdpowiedzUsuńbooklicity.blogspot.com
Trochę mnie śmieszy motyw magii w Polsce. To jest tak absurdalne, patrząc na nasz iście magiczny kraj :D
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, kojarzę ten tytuł, ale za nic nie kojarzę okładki. Jak to możliwe?
Bo to starsze wydanie, które ja czytałam :D Obecnie jest o niej dość glośno.
UsuńTytuł mam już dawno zapisany. Kusi mnie szczególnie ze względu na ten humor, o którym już wiele słyszałam...
OdpowiedzUsuńHah, właśnie ją czytam, ale w tym nowszym wydaniu (chyba bardziej mi podchodzi nowsza okładka tak swoją drogą) i akurat będę wkraczać do tej części, którą uznajesz za nudnawą, (ta po końcu kursu), ech zobaczymy czy się zanudzę. :P
OdpowiedzUsuńNowsza jest zdecydowanie lepsza :D
UsuńBardzo lubię książki tej autorki.
OdpowiedzUsuń